Kontrolerzy z Budapesztu i nowe metro
Był piękny marcowy poranek (no, może nie aż tak piękny), gdy idąc do metra zwróciłam uwagę na brak kontrolerów. Gdzie, u licha, się oni podziali?
Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Poszli pilnować metra 4 – nowej linii metra w Budapeszcie :-).
Kontrolerzy w Budapeszcie to specyficzna grupa ludzi. Kto tutaj był, wie doskonale, o co mi chodzi. Możemy ich podzielić na dwie podgrupy: kontrolerzy z autobusów i innych naziemnych środków transportu oraz kontrolerzy z metra. Ci pierwsi zachowują się trochę jak kontrolerzy w Krakowie. Ci drudzy stoją przed wejściem do metra i czysto teoretycznie sprawdzają bilety.
Kontrolerzy „naziemni” mimo wszystko różnią się znacznie od kontrolerów krakowskich. Nikt tu za nikim nie goni, nikt na nikogo nie wrzeszczy za brak biletu. Nie ma przepychanek. Chociaż w sumie czasem trafi się jakaś grubsza zadyma, ale rzadko. Oni zawsze są widoczni już z daleka. Wchodzą potem do autobusu i zakładają specjalne opaski. Często ludzie dopiero wtedy kasują bilety. Zazwyczaj kontrolerzy nie mają nic przeciwko.
Kontrolerzy „podziemni”, lub bardziej „metrowi” tak jak już wspominałam, najczęściej stoją przy wejściu do metra. Rozprawiają o wszystkim i o niczym, kątem oka patrząc na pokazywane im bilety. Nie patrzą oni dokładnie. Za to bywają pomocni, gdy się chce znieść wózek z dzieckiem po schodach do metra (bo nie zawsze mamy tutaj schody ruchome).
Zdarzają się także bardziej precyzyjne kontrole, kiedy dokładnie przyglądają się biletowi i nawet proszą o legitymacje. Polska legitymacja studencka oczywiście jest uznawana, ale kontrolerzy za cholerę nie umieją się w niej odnaleźć. Takie kontrole stoją często u wyjścia z metra w weekendy i święta.
A teraz jeszcze otworzyli nam czwartą linię metra. Powstał dzięki temu nowy rodzaj kontrolerów – stojący na stacji metra. Wygląda na to, że mają za zadanie zwyczajnie pilnować porządku. Przechadzają się po stacji i obserwują podróżnych.
Nasze nowe metro jest ładne, jest nowe i świeże. Biegnie między dworcem keleti a dworcem kelenföldi. Budowane było od 2006 roku i od tego czasu mieszkańcy nie mogli się go doczekać. Przy okazji wyremontowali także skrzyżowanie przy dworcu keleti. Mieszkałam niedaleko przeszło rok i muszę przyznać, że ten niekończący się remont był uciążliwy. Teraz jest elegancko. A samo metro – miodzio! Do tego każda stacja wyposażona jest w windy dla niepełnosprawnych. Poruszanie się po mieście wózkiem staje się możliwe! Tylko M narzeka, że przecież metro w Budapeszcie nie może być takie czyste i takie jasne. To nie w stylu Budapesztu!
Zdjęcia robiłam rankiem w niedziele, stąd tak mało ludzi. Kontroler przechadzający się po stacji dziwnie na mnie patrzył, ale chyba uznał, że nic złego nie robię. W końcu nie było nigdzie zakazu fotografowania.
Wszystkim życzę miłego weekendu.
Tedi