Jarmark świąteczny w Budapeszcie
Jeszcze będąc na studiach uwielbiałam jarmark świąteczny na krakowskim rynku. W końcu miałam dosłownie dwa kroki z mojego instytutu. I tak co przerwę lub po prostu po zajęciach chodziliśmy na rynek skosztować kiełbasy z grilla, znaleźć coś fajnego na prezent dla bliskich lub ogrzać się przy grzańcu. Zawsze rozstawione kramy przypominały mi o nadchodzących świętach.
Był grzaniec, mięsiwa węgierskie, kürtős kalács, mnóstwo przepięknie zdobionej ceramiki a także wiele, wiele innych różności. Nie zabrakło także pieczonych kasztanów (te znowu w Budapeszcie można zimą kupić na każdym rogu).
Wpadłam w zachwyt nad maleńkimi węgierskimi sukieneczkami i gdyby Smok był dziewczynką, zapewne by taką dostał :-).
Wypiliśmy sobie gorącą czekoladę, zakupiliśmy ozdóbkę na choinkę (o niej więcej w następnym poście) i lekko już zmarznięci wróciliśmy do domu. Smok cały czas był bardzo grzeczny.
Duży plus za atmosferę. Dla mnie tylko trochę za dużo ludzi, bo ja tłumów nie lubię, ale czego się spodziewać na świątecznym jarmarku w centrum miasta?