3 niezwykłe sposoby uspokajania dzieci, nawet zbuntowanych dwulatków
Jestem mamą dwóch bardzo ruchliwych chłopców. Uwielbiam ich! Poważnie. Nic nie sprawia mi większej przyjemności niż patrzenie na ich sukcesy, odkrycia i wszystko co robią z tym błyskiem w oku. No może poza kawą wypitą w ciszy i spokoju ;-).
Moje dzieci, pewnie jak większość, nie są idealne. Mają swoje humorki, grymasy. Potrafią cały dzień jęczeć i wrzeszczeć o wszystko, bo stanęli rano nie tą nogą, co trzeba. Potrafią doprowadzić mnie do białej gorączki, tak że mam ochotę wyrzucić ich przez okno. Do defenestracji jednak u nas w domu nie dochodzi. Staram się utrzymać swoje emocje na wodzy (chociaż bywa to trudne). Aby jednak tych moich urwisów nie zamordować czasami, uciekam się do sprawdzonych i sprytnych sposobów, które udało mi się wypracować przez te lata.
Pewnie o niektórych już słyszeliście. Może coś będzie dla Was nowością.
UWAGA! One naprawdę skutkują!
Muzyka łagodzi obyczaje
Jak zaczynam się naprawdę wkurzać na moje dzieci (a one na mnie), zaczynam śpiewać. Właściwie to odkąd Smok przyszedł na świat, śpiewam całkiem sporo. To zawsze był mój sposób na ukojenie płaczu noworodka/niemowlaka. To był mój sposób na zimową nudę, gdy nie mieliśmy możliwości iść na spacer. To pomagało przy tych wszystkich szlochach Młodszego, gdy był malutki (a szlochał naprawdę często i głośno). Szybko zauważyłam jednak, że śpiew pomaga też, gdy zaczynamy się na siebie złościć.
Wystarczy, że ja zacznę śpiewać, Młodszy od razu podchwytuje. Bardzo szybko śpiewać zaczyna też Smok, a potem wyciągamy instrumenty muzyczne i robimy prawdziwy koncert. Po chwili zupełnie nie pamiętamy o co poszło na początku.
Uwaga! Przy tym sposobie należy się upewnić, że ma się wyrozumiałych sąsiadów, którym trochę kociej muzyki nie przeszkadza ;-).
Trochę cukru… własnoręcznie zrobionego
Ten sposób działa, gdy widać, że atmosfera w domu się zagęszcza, ale jeszcze nic nie wybuchło. Nie próbujcie proponować tego rozwiązania w trakcie kłótni, bo po chwili będzie jeszcze gorzej…
A właściwie co robię? Proponuję wspólne pieczenie ciastek lub ciasta. Ciastka są najlepsze, bo trzeba je samemu uformować, a przy okazji pieką się dość szybko i prawie od razu potem można je zjeść. Trzeba tylko uważać na ilość zjedzonych ciastek, ponieważ zbyt duża ilość cukru we krwi może wprowadzić zamieszanie ;-).
Rebozo
Kiedy pierwszy raz wzięłam w ręce prawdziwe rebozo już jako doula, zakochałam się w nim od razu i zapragnęłam go od razu użyć. Pod ręką miałam wtedy akurat Smoka, więc wrzuciłam go do chusty i zaczęłam wykonywać masaż. Szybko zauważyłam, że ten masaż bardzo łatwo uspokaja skołatane nerwy pięciolatka. Całkiem nieźle daje też radę z histeriami dwulatka. Teraz bardzo często, gdy już nie wiem co wymyślić, a chłopcy wchodzą mi na głowę, rzucam hasło „rebozo”. Nikt się mi nigdy nie opiera ;-).
A jakie są Wasze sposoby na uspokajanie dzieci?
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, zostaw po sobie komentarz, polub lub udostępnij. Będzie mi bardzo miło :-).