Dzieci wysokowrażliweStrefa mamy

Moje HighNeedBaby – jak nie zwariować z HNB?

Jakiś czas temu wrzuciłam na Facebooka wpis dotyczący tego, że M nie śpi z nami (to znaczy ze mną i Młodszym) w łóżku, bo by się nie miał jak wyspać. Młodszy pomimo 16 miesięcy nadal często się w nocy budzi i gdy M próbował z nami spać, był budzony. Przez to rano wstawał bardzo niezadowolony… Dobre sobie! Ja tak mam co noc! Ale przez ten wpis odniosłam wrażenie, że dużo kobiet stawia sobie za punkt honoru nauczyć dziecko spać w swoim łóżeczku. Uznają samodzielne spanie za sukces i niejako potępiają co-sleeping. Czy ze mną jest coś nie tak?

Wpis z Facebooka przeczytacie TUTAJ.

Ale właściwie jak to się stało, że popełniłam taki kardynalny błąd i przyzwyczaiłam Młodszego do spania ze mną?

Młodszy już od urodzenia miał dość specyficzne potrzeby. Był zupełnym przeciwieństwem swojego brata, który jako noworodek i niemowlę spał idealnie, nie potrzebował być noszony i jadł z zegarkiem na ręku co 3 godziny…

Młodszy wykazywał cechy typowe dla HighNeedBaby. Jest wyjątkowym dzieckiem o szczególnych wymaganiach. Jest dzieckiem nieodkładalnym. Wreszcie jako noworodek i niemowlę do 3-4 miesiąca życia jadł bardzo często (w dzień i w nocy).

Przez cały ten początkowy okres macierzyństwa z Młodszym słuchałam nieustannie:

Nie noś, bo się przyzwyczai!

Nie karm go tak często, bo zrobi sobie z ciebie smoczek!

Nie śpij z nim, bo go nigdy z sypialni nie wyrzucisz!

Przede wszystkim trzeba uświadomić sobie jedną ważną kwestię. Ja nie nauczyłam Młodszego spać ze mną. Nie nauczyłam go także bycia noszonym. Przed narodzinami 9 miesięcy spędził w moim brzuchu i był tam nieustannie noszony i oczywiście spał w zasadzie ze mną. Ja go do niczego nie przyzwyczajałam. On już był do tego przyzwyczajony.

Sama po porodzie nie byłam w najlepszej formie, więc starałam się jak najbardziej ograniczać wstawanie z łóżka. Przez pierwsze dwa tygodnie miałam problem, aby dojść do kuchni i zrobić sobie kanapkę. Wstawanie w nocy nie byłoby dla mnie przyjemne. Stąd Młodszy od razu wylądował w moim łóżku, bo dzięki temu ja miałam lepsze warunki do regeneracji.

Przez kilka początkowych miesięcy co jakiś czas próbowaliśmy Młodszego przenieść do jego łóżeczka. Nigdy się to na dłuższą metę nie udawało. Młodszy nie chciał w nim spać, a nawet jak w nim spał to i tak się często budził. Ja w dzień wyglądałam, jak zombi… Masakra.

Stąd po pewnym czasie stwierdziłam, że mam gdzieś, co inni mówią. Ja potrzebuję być chociaż odrobinę wyspana. Tak przestałam próbować go przenosić do łóżeczka i mebel wylądował w pokoju Smoka. Służy tam teraz za bunkier i czasem więzienie dla Młodszego ;-).

Oprócz wspólnego spania podobnie było z noszeniem, przytulaniem i karmieniem. Młodszy od początku był bardzo wymagający i potrzebował dużo bliskości. Nie płakał o ile był przytulony i miał pełny brzuszek. Niestety każde odłożenie dziecka do łóżeczka, na kocyk czy gdziekolwiek indziej kończyło się rzewnymi łzami.

Długi czas walczyłam ze sobą i ze swoim zmęczeniem. Pytałam siebie kiedy to wreszcie się skończy? Kiedy będę mogła wyjść na zakupy bez dziecka na sobie? Kiedy będę mogła w spokoju poczytać książkę ze starszym synem? Przez to nieustanne zadręczanie się straciłam radość z macierzyństwa. Przestałam się uśmiechać. Zaczęłam być bardziej nerwowa.

I wiecie co wtedy zrobiłam?

Dałam sobie spokój!

Przestałam się zastanawiać, kiedy będę mogła odpocząć od dziecka i kiedy się wreszcie wyśpię. Zaczęłam się cieszyć z tego, co było teraz i tu. Zaczęłam dostrzegać pierwsze uśmiechy, gaworzenia, przewroty, zainteresowanie zabawkami, pierwsze próby raczkowania i pierwsze słowa. Przestałam się przejmować tym, co mówią inni. W sumie nic im do tego, jak i gdzie śpi nasza rodzina. To przecież tylko chwila. Moment niewielki. I już Młodszy pójdzie do przedszkola, a potem do szkoły. Nie zdążę mrugnąć okiem, gdy pojedzie na studia gdzieś w świat.

Nosiłam, przytulałam, karmiłam i spałam w jednym łóżku. Czasem w bardzo niewygodnej pozycji, a czasem w ogóle nie spałam. Znosiłam wszystkie małe i większe smutki. Dawałam buziaka wszystkim guzom. Nadal to wszystko robię! I chociaż teraz Młodszy nie wymaga już nieustannego noszenia (a tylko odrobinę), to są też inne bardziej lub mniej męczące potrzeby.

Czy mamy dzieci po to aby cicho leżały w swoich łóżeczkach lub niezauważone bawiły się same w kącie? Czy może w tym wszystkim jest jakiś zupełnie inny sens?

Ja już nie uczę spać Młodszego w swoim łóżku. On sam kiedyś się do niego przeniesie. Równie dobrze może to się stać już niedługo. Uczę Młodszego samodzielności, bo już jest w odpowiednim wieku. Sam pięknie potrafi jeść łyżką. Sam potrafi się pobawić, chociaż woli ze swoim bratem lub z rodzicami. Poznaje świat. Uczy się wszystkiego. Staje się wspaniałym i mądrym chłopcem, chociaż nadal jest HighNeedBaby to przynajmniej jest to na innym poziomie.

Teraz cieszę się z tych wszystkich moich decyzji z ostatnich kilkunastu miesięcy. Widać, że to były dobre decyzje. Widać, że dzięki nim moja rodzina jest teraz szczęśliwa, chociaż przez ten krótki czas było nam ciężko. Pewnie jeszcze nie raz będzie ;-).

Olga

Jeśli spodobał Ci się ten tekst, zostaw po sobie komentarz, polub lub udostępnij. Będzie mi bardzo miło :-).

facebook-icontwitter-iconinstagram-icongoogle-plus-2-icon

 

Olga Vitoš

Nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu. Ciągle muszę coś roboć. Jestem mamą, doulą i kobietą, która uwielbia działać. Wspieram kobiety w okresie okołoporodowym a także po stracie dziecka. Prowadzę warsztaty dla kobiet w ciąży i dla rodziców. Jestem prezesem Fundacji Kocham Zapinam, dzięki której promuję bezpieczne przewożenie dzieci w samochodach. Maluję, tłumaczę z języka czeskiego oraz tworzę książki dla dzieci. Jestem także jednym z twórców akcji #MaluchyNaBrzuchy.