Strefa kobiety

Mama na rozmowie kwalifikacyjnej

W trakcie ostatnich kilku miesięcy miałam przyjemność uczestniczyć w kilku rozmowach kwalifikacyjnych. Mam też sporo znajomych, którzy akurat przechodzili podobne atrakcje i pewnymi ciekawostkami podzielili się ze mną. Nie ukrywam, że jestem odrobinę rozgoryczona. Państwo, do którego wróciłam niecały rok temu, rozczarowało mnie dość mocno. Właściwie to ludzie mnie rozczarowali, a nie kraj jako taki.

Przede wszystkim przekonałam się, że w Polsce opłaca się pracować tylko w korporacjach. Dlaczego? Bo dają normalną umowę i płacą normalne pieniądze. Poza tym trzymają jako taki poziom kultury.

Miałam tę wątpliwą przyjemność uczestniczyć w rozmowie kwalifikacyjnej do zwykłej polskiej firmy. Nie była ona wielka, ale stanowisko było obiecujące. Dużo pracy, ale też duże wyzwania, możliwość bycia kreatywnym i ogólnie było to to, co chciałabym robić. Obowiązków było dla trzech ludzi. Do tego wyjazdy służbowe (pewnie opłacane z własnej kieszeni pracownika) i generalnie pewnie rodzina by mnie nie widziała za często. Płaca – najniższa krajowa…

Ten pracodawca był w ogóle wybitny, bo w trakcie rozmowy wyciągnął papierosa i zaczął palić. Bez najmniejszego zapytania, czy aby mi to nie przeszkadza. Resztę dnia spędziłam z migreną…

Za to przynajmniej nie pytał o moje życie prywatne, a zwłaszcza seksualne (czyli o nieszczęsne planowanie potomstwa).

Oczywiście pracy nie przyjęłam. Przez pieniądze, przez papierosa i przez ogólnie niekulturalne zachowanie potencjalnego szefa.

Po tej rozmowie stwierdziłam, że chyba nie nadaję się do polskiej firmy. Po pierwsze, bo najniższa krajowa jest dla mnie zupełnie nie do przyjęcia (bardziej opłacałoby mi się już w ogóle nie ruszać z domu), a po drugie nie znoszę chamstwa, a zapalenie przy mnie papierosa w biurze bez zapytania, czy mi to nie przeszkadza, traktuję, jak chamstwo.

Późniejsze rozmowy były całkiem przyjemne, ale już odbywały się w korporacjach. Szpilki, krawaty, uśmiechy i pełna kultura.

Za to byłam świadkiem rozmowy kwalifikacyjnej, która przeprowadzana była w kawiarni. Akurat siedziałam sobie i pracowałam nad tłumaczeniem. Przy stoliku obok usiadł pan w wieku średnim i młoda dziewczyna. Mężczyzna zadawał pytania. Dziewczyna odpowiadała. Aż tu nagle wystrzelił z grubej rury: „czy ma pani dzieci?” „A planuje pani je mieć?”. Przerwałam pisanie i zaczęłam uważniej nasłuchiwać. Dziewczyna się trochę roześmiała i stwierdziła, że jest na to za młoda (faktycznie wyglądała na ledwo po maturze). Mężczyzna na to stwierdził, że każda tak mówi i wrócił do notowania czegoś w swoim notesie.

Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale wydawało mi się, że pytanie o życie osobiste jest co najmniej nie na miejscu?

Właśnie ta sprawa jest w Polsce najbardziej przykra. Jakim prawem potencjalny pracodawca zadaje młodej kobiecie tak osobiste pytania? Dlaczego potencjalny pracodawca od razu myśli, że jak młoda, to od razu zajdzie w ciążę i pójdzie na urlop macierzyński? Kobiety też chcą mieć jakąś karierę zawodową, a posiadanie dzieci nie jest jedynym celem dla większości z nas. Ale, jak widać, pracodawcy wiedzą lepiej.

Tedi

* Zdjęcie pochodzi z Pixabay

Olga Vitoš

Nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu. Ciągle muszę coś roboć. Jestem mamą, doulą i kobietą, która uwielbia działać. Wspieram kobiety w okresie okołoporodowym a także po stracie dziecka. Prowadzę warsztaty dla kobiet w ciąży i dla rodziców. Jestem prezesem Fundacji Kocham Zapinam, dzięki której promuję bezpieczne przewożenie dzieci w samochodach. Maluję, tłumaczę z języka czeskiego oraz tworzę książki dla dzieci. Jestem także jednym z twórców akcji #MaluchyNaBrzuchy.