„Jak Oswoić Potwory – opowiadania terapeutyczne” Moniki Drużyńskiej
Mam dwójkę dzieci. To już pewnie wiecie. Nigdy przed nimi nie miałam do czynienia z maluchami. Dzieci w rodzinie jest niewiele, a te które są, mieszkają daleko. Smok był idealnym niemowlęciem, ale z każdym rokiem zaczynały pojawiać się w jego wychowywaniu kolejne problemy. A to histerie, a to bicie, strach przed czymś, pojawienie się rodzeństwa, przedszkole… Mogłabym tak sporo wymieniać. Nieustannie szukam rozwiązań, jak sobie z tym wszystkim radzić i jak pomóc Smokowi radzić sobie z tymi wszystkimi emocjami, które ewidentnie nim aż ciskają. Stąd bardzo się ucieszyłam, gdy w moje ręce wpadła książka Moniki Drużyńskiej „Jak oswoić potwory – opowiadania terapeutyczne”.
No dobra, w pierwszej chwili nie sądziłam, że książka będzie tak dobra i że faktycznie sporo pomysłów z niej będzie dało się z powodzeniem zastosować w moim domu. Taka już nieufna jestem ;-).
Właściwie dlaczego książka jest taka dobra?
Nieustannie słyszę, że z dziećmi nie powinno się dyskutować, że dzieciom nie należy dawać wyborów, że dzieci mają się słuchać i już. Tak jakby miały być zaprogramowanymi robotami. A tymczasem dziecko ma prawo mieć strach przed szpitalem i lekarzami. Dziecko ma prawo mieć problemy z radzeniem sobie ze swoją złością. Dziecko ma prawo bać się wymyślonych potworów. Ono przecież jeszcze nie wie, że ten potwór jest tylko wytworem neuronów w jego głowie. My jesteśmy rodzicami i to właśnie my mamy obowiązek pomóc dziecku przejść przez trudne chwile.
Do szału mnie doprowadza, gdy słyszę z ust dorosłego odpowiedź na jakiekolwiek dziecięce pytanie „bo tak!”. A uwierzcie mi, że wcale nie jest to rzadkie. Nieustannie widzę rodziców, którzy z dziećmi nie rozmawiają, nie tłumaczą otaczającego świata. Znam rodziców, który potrafili dziecku powiedzieć: Boisz się ciemności? Nie bądź baba!
No heloł!!! Nie dość, że umniejsza się emocje dziecka, nie pomaga się mu z nimi poradzić to jeszcze wychowuje się kolejnego mężczyznę, który będzie uważał, że kobieta to gorszy gatunek…
Coś tu chyba jest nie tak…
Książka Moniki Drużyńskiej pomogła mi tam, gdzie nie do końca dawałam sobie radę. Dzięki niej mam w swoich rękach (a raczej w swojej głowie) fantastyczne narzędzia potrzebne do wychowania mądrego, odważnego i samodzielnego człowieka.
Jak najbardziej polecam tę książkę wszystkim rodzicom, dziadkom, ciociom i wujkom!
Wywiad z autorką
A teraz specjalnie dla moich czytelników mam przygotowany wywiad z autorką książki „Jak oswoić potwory – opowiadania terapeutyczne”. Zapraszam do czytania.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam książkę, byłam pewna, że będzie ona o potworach, znaczy o takich prawdziwych potworach, co mają ręce, nogi itp. A tu się okazało, że książka jest zupełnie o czymś innym. No może nie zupełnie, ale tytuł jest bardziej metaforyczny. Skąd taki pomysł na tytuł?
Tytuł został zaczerpnięty z jednego z rozdziałów o nocnych koszmarach.
Myślę, że dziecko w naturalny sposób utożsamia potwora z uczuciem lęku. Sam lęk trudno zidentyfikować, nazwać, a już tym bardziej go sobie wyobrazić. Analogia, o której mówisz jest po prostu bliższa spojrzeniu malucha.
Właściwie skąd pomysł na napisanie książki dla dzieci?
Pierwsze opowiadanie powstało, kiedy byłam w ciąży z drugim dzieckiem… aż siedem lat temu.
Zaczęłam zauważać, u sześcioletniej wówczas córki, pewne obawy towarzyszące ogromnemu pragnieniu posiadania rodzeństwa. Nasze rozmowy skutkowały na krótki czas. Czułam, że muszę wpłynąć na jej podświadome myślenie przy użyciu języka emocji. Pewnego wiosennego popołudnia usiadłam i w tajemnicy zaczęłam pisać… tak jak czułam, prosto z serca.
Całość zadedykowałam córce „w podziękowaniu za cierpliwość i dojrzałość godne starszej siostry.” To był strzał w dziesiątkę ! Na moich oczach zachodziła przemiana w tej małej osóbce. Niesamowite .
Kolejne opowiadanie dotyczyło pójścia do przedszkola i powstało dla naszego synka. Wtedy usłyszałam chyba najpiękniejszą recenzję z ust trzylatka : „ wiesz mamuś… myślę, że ten chłopczyk był w mojej głowie i wie co ja czuję…” Nie ukrywam, że mocno mnie to wzruszyło.
Te i kilka innych opowiadań trafiło do szuflady na długie miesiące i tylko czasami wypożyczałam je znajomym.
Mimo namów przyjaciół, musiałam oswoić własnego potwora, jakim było obnażenie swojej wrażliwości przed światem i wysłanie opowiadań do wydawcy.
Pamiętaj, że jestem przede wszystkim matką, pedagogiem, a nawet przedsiębiorcą… ale nigdy nie byłam pisarką, więc wymagało to pewnej odwagi.
Samo wykształcenie z zakresu psychopedagogiki nie predestynuje mnie do bycia pisarką, aczkolwiek pozwala mi wziąć odpowiedzialność za treści, bo wiem że ich przekaz nie jest przypadkowy.
Jesteś magistrem pedagogiki i nauczycielką wychowania przedszkolnego i wczesnoszkolnego. Czy zawsze widziałaś siebie w tej roli?
Teraz z perspektywy lat, po prostu wiem, że to moja droga. Przygotowanie pedagogiczne zdobyłam już kilkanaście lat temu. Później przyszedł czas na własne dzieci, a w międzyczasie rodzinne przedsiębiorstwo. Przez kilka lat tęskniłam za zawodem i wiedziałam, że jak tylko dzieci się usamodzielnią, wrócę do niego. Po latach zdobyłam kwalifikacje nauczycielskie i kiedy tylko mogłam, spełniałam się jako pedagog. Teraz planuję uczyć w szkole.
Żaden sukces nie dał mi takiej satysfakcji, jak zadowolenie w oczach dzieci – stąd wiem, że jakkolwiek górnolotnie to brzmi – to zwyczajnie powołanie 🙂
Sama podziwiam wszystkie osoby pracujące w przedszkolach. To musi być niesamowita praca, ale też bardzo męcząca. Jak sobie z tym radzisz?
Jak już wiesz na co dzień nie pracuję w przedszkolu, ale jestem z nim zaprzyjaźniona i widzę, że to w dużej mierze kwestia wypracowania z dziećmi pewnych reguł. Maluchy bardzo szybko się uczą i jeśli tylko pozwolimy im na pewną samodzielność, w wielu czynnościach nas odciąża, z korzyścią dla siebie, a nauczyciele, poza funkcją opiekuńczą mogą skupić się na edukacji i stymulowaniu wszechstronnego rozwoju, jakże ważnego na tym etapie życia dziecka.
Wierzę, że nauczycielom najmniejszy sukces podopiecznych wynagradza nawet największe zmęczenie.
Czy książkę „Jak oswoić potwory” napisałaś także z myślą o swoich podopiecznych z przedszkola?
Szybko uświadomiłam sobie, że tematy ujęte w opowiadaniach są uniwersalne i dotykają każdego malucha, bezpośrednio lub pośrednio. Dlatego dokładnie zgłębiłam każdy temat.
Mój starszy syn ma aktualnie 5 lat. Jest typowym przedszkolakiem, to znaczy, że ma pewne obawy. Mam z nim także pewne trudności. Jedną z nich jest problem ze złoszczeniem się. Po przeczytaniu rozdziału o niemiłym Karolku, postanowiliśmy także zrobić takie same pudełko. Mamy je dopiero dwa tygodnie, ale już widzę pewne pozytywne efekty. Jak wpadłaś na ten pomysł?
🙂 Tak naprawdę bazowałam na doświadczeniu i wiedzy pedagogicznej. Mogłabym podać więcej przykładów, jak popularne uderzanie w poduszkę , skakanie, darcie starych gazet, etc. Postawiłam jednak na bardziej twórcze środki. Generalnie chodzi o to, żeby uwolnić energię w bezpieczny dla siebie i otoczenia sposób.
Cieszy mnie, że mamy coraz więcej świadomych i czujnych rodziców. Jako opiekunowie, przestajemy stawiać się w roli ekspertów od wszystkiego i nie boimy się poszukiwać nowych rozwiązań. Czytelnikami opowiadań są nie tylko dzieci, ale też rodzice, którzy piszą do mnie,
że spróbowali metody z książki, lub zainspirowani znaleźli swój indywidualny sposób na „oswojenie potwora”.
Tak właśnie mają działać te opowiadania. Mogą być kluczem, narzędziem lub inspiracją .
Wspaniale, że mamy takich odbiorców.
A teraz może już zapytam o bardziej techniczne rzeczy. Powiedz, ile czasu zajęło Ci wydanie książki? Czy było trudno zrealizować jej wydanie?
To zabawna historia.
Jak już wspomniałam, pierwsze opowiadanie (czyt. rozdział) wysłałam do wydawnictwa Skrzat,
za namową przyjaciół. Wiedziałam, że czas na ewentualną odpowiedź to średnio trzy miesiące i uznałam, że w razie niepowodzenia, wszyscy i tak zdążą zapomnieć 😉
Szkoda, że nie widziałaś mojej miny, kiedy po dwóch dniach, w niedzielny poranek, odebrałam maila z pytaniem „czy mam tego więcej?” Natychmiast dosłałam resztę i systematycznie pisałam kolejne. Tak dobiliśmy do dziesięciu rozdziałów. Później standardowa korekta i ilustracje, na które warto było czekać. Dalej to już druk i dystrybucja. Całość zajęła nieco ponad rok. To był dobry czas na oswojenie się z myślą, że na świat przyjdzie takie moje „papierowe dziecko” 🙂
Bardzo miło mi się z Tobą rozmawiało. Twoją książkę polecam teraz wszystkim znajomym i oczywiście czytelnikom tego bloga.
Cała przyjemność po mojej stronie. Życzę Tobie i czytelnikom „Turkusowej Kropki” samych sukcesów wychowawczych.
Olga
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, zostaw po sobie komentarz, polub lub udostępnij. Będzie mi bardzo miło :-).