Pierwszy trymestr – na szczęście już za mną
Jakiś czas temu podzieliłam się z Wami radosną informacją, że kolejny raz jestem w ciąży i tym razem skończyłam pierwszy trymestr. Poczułam się odrobinę bezpieczniej. Dwunastotygodniowy maluch wyglądał na zdrowego, a ja wreszcie zaczęłam wracać do żywych. Dosłownie.
Moja ciąża jest bardzo ciekawie ustawiona ze względu na rok. Pierwszy jej tydzień zaczął się z pierwszym tygodniem tego roku. Gdy ktoś pyta mnie teraz, w którym jestem tygodniu, po prostu patrzę do kalendarza i radośnie odpowiadam, który mamy tydzień roku. Nic nie muszę liczyć i nic nie muszę zapamiętywać.
Te pierwsze trzy miesiące były dla mnie dość ciężkie. Trochę nagięłam rzeczywistość. Pierwszy miesiąc nie był taki zły, chociaż u mnie mdłości zaczęły się już w 4 tygodniu! I tak sobie trwały dokładnie do końca 12 tygodnia. Od końca 5 tygodnia ciąży jedyne co byłam w stanie robić to leżeć i kursować do ubikacji. Smok nie miał ze mnie najmniejszego pożytku, bo miałam problemy z najprostszymi czynnościami. Dobrze, że w tym czasie M bardzo mi pomagał. To on popołudniami i wieczorem ogarniał młodego. Wstawał do niego też w nocy, a niejednokrotnie pomagał w nocy także mi dojść do łazienki lub z niej wrócić. Zawroty głowy, nudności i wymioty stały się dla mnie codziennością. Niestety na te mdłości pomagało mi tylko niezdrowe jedzenie. Nic więc dziwnego, że ten pierwszy trymestr już zakończyłam z dodatkowymi kilogramami. W tym czasie zjadłabym wszystko, co tylko by na chwile te mdłości zahamowało.
Moja ciąża przebiega prawidłowo, chociaż ze względu na wcześniejsze poronienia mam w kartę wpisane, że jest to ciąża zagrożona. Lekarz kazał dużo odpoczywać, leżeć i ogólnie się oszczędzać. Stosuję się do jego zaleceń, chociaż teraz, mając pod opieką energicznego trzylatka, nie jest to proste. Dostałam także leki podtrzymujące ciąże, chociaż nie było to takie potrzebne. Moje poronienia najprawdopodobniej nie miały nic wspólnego z hormonami i problemami z moim organizmem.
Pierwszy trymestr przyniósł także wiele obaw. Codziennie bałam się, czy z dzieckiem będzie wszystko dobrze. Codziennie zastanawiałam się, czy dziecko nadal żyje. M także nie emanował radością i szczęściem. Oboje po prostu czekaliśmy aż ten najtrudniejsze miesiące się skończą.
Smok o swoim rodzeństwie dowiedział się dopiero, gdy miałam skończone 11 tygodni. Dopiero wtedy odważyłam się mu to powiedzieć. Znajomi także dowiedzieli się po tym czasie. Rodzina oczywiście wiedziała wcześniej, ale to tylko ze względu na to, że widzieli mnie praktycznie codziennie. Ciężko było ukryć złe samopoczucie.
Za to teraz maluszek ma już skończone 19 tygodni. Rośnie zdrowo, a ja cieszę się, że będziemy mieć drugie maleństwo. Ale to już historia na kolejny wpis 😉
Tedi
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, zostaw po sobie komentarz, polub lub udostępnij. Będzie mi bardzo miło :-).