Schowałam ulubione dżinsy głęboko do szafy…
Schowałam ulubione dżinsy głęboko do szafy. Nie mieszczę się w nie i pewnie jeszcze kilka miesięcy minie zanim będę w stanie znowu je nosić. No dobra, nie jest źle, bo tak na prawdę się w nie mieszczę, ale już komfortowo nie usiądę, ani się nie zegnę.
Oprócz dżinsów na wygnanie poszła też ulubiona sukienka, kilka spódnic, żakiet, jakieś bluzki, fikuśna bielizna i wszystkie wysokie obcasy. Nie dam rady ubrać wyższych butów. Ja wiem, że są takie, co mimo wszystko chodzą, ale ja potrzebuję teraz wygody, a nie udowadniania światu, że tak świetnie się czuję.
Bo nie czuję się świetnie. Nie kwitnę (chyba, że na przystanku czekając na autobus). Nie promienieję. I tak cieszę się, że powoli wracam do życia, bo ostatnie tygodnie były tragiczne. Teraz potrzebuję wygody, spokoju i spacerów.
Tak, spacery stały się moją codziennością. Dużo spaceruję, bo inaczej zaraz będę wyglądała co najmniej jak wieloryb grenlandzki. Smok ma teraz hopla na punkcie różnych stworzeń morskich i poznaję nazwy waleni, jakich w życiu nie znałam. To jest zdecydowanie zaleta posiadania dziecka. Dziecko dokształca! Ale wracając do spacerów, staram się codziennie chodzić kilka kilometrów. Nie dużo. Tak chociaż 3-4 km dziennie. Dla zdrowia i jako takiej kondycji, bo inaczej to z kanapy będę miała problemy wstać, a nie mówiąc już o ogromnym wysiłku, który może mnie czekać za jakiś czas. A jak przy zdrowiu już jesteśmy, to przyznaję się, że na wczasy udały się także moje treningi. Nie mam na nie ani sił, ani pozwolenia od lekarza.
Zaprzyjaźniłam się za to bardzo z wielką, podłużną poduchą, która umila mi czas spędzony w łóżku. A jest co umilać, bo w łóżku spędzam teraz przynajmniej połowę doby. I tak jest dobrze, bo jeszcze miesiąc temu spędzałam w nim jakieś 23 godziny w ciągu doby.
Polubiłam też moje owoce z zamrażalki. Niestety przez tę moją miłość zaczynają się już kończyć. Nie jest to duży problem, ponieważ mam jeszcze niewielkie zapasy dżemu w piwnicy.
Jak już jesteśmy przy moim jadłospisie, to jest dość przerażający. Na stałe zagościła w nim musztarda i majonez. Na zmianę. Raz w tydzień zjadam słoik musztardy. W kolejnym tygodniu słoik majonezu. Czy wspominałam o jajkach? Ponieważ świetnie smakują zarówno z majonezem, jak i z musztardą.
Staram się przy tym wszystkim unikać fast foodów, co jest ciężkie, bo hamburgery smakują mi teraz jak nigdy wcześniej. Coca cola też robi furorę, chociaż staram się ograniczać jak mogę. Jakiś czas temu zjedliśmy z M pizzę z kiełbaskami, kabanosem i tabasco. Biedny M ledwo zjadł, bo dla niego była za ostra. Według mnie to była najlepsza pizza na świecie.
Tak sobie tkwię w tym dziwnym stanie, chodząc spać z kurami, a czasami nawet dużo wcześniej. Nic dziwnego, ponieważ moje serce pompuje teraz o połowę więcej krwi niż wcześniej. Mój metabolizm szaleje i nie obce mi są napady głodu. Cały czas jest mi albo za ciepło, albo za zimno, a rozmiar mojego brzucha zaczyna się wymykać spod kontroli.
Tak, moi Drodzy, prawdopodobnie Smok będzie miał rodzeństwo. Piszę „prawdopodobnie”, ponieważ wolę nie zapeszać. Niby w moim przypadku powinno już być wszystko w porządku, a jednak w karcie mam wpisaną „ciążę zagrożoną” z powodu wcześniejszych poronień.
Mimo całego strachu i średniego samopoczucie, bardzo się cieszę. Cieszy się też cała rodzina. Mamy nadzieję, że bezpiecznie dotrwamy do końca :-).
Tedi
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, zostaw po sobie komentarz, polub lub udostępnij. Będzie mi bardzo miło 🙂
*Zdjęcie pochodzi z Pixabay