Mamoko – na chorobę i na deszcz!
Lubię dobre książki dla dzieci. W ogóle lubię książki i gdyby nie ograniczało mnie miejsce, miałabym ich tysiące. Książki dla Smoka staram się wybierać bardzo dokładnie. Muszą być ładne, ciekawe i najlepiej na trochę dłużej niż 5 minut. Tekst na razie nie jest ważny. Smok nawet nie lubi, jak się mu czyta (nie wiem jakim cudem odróżnia, kiedy czytam, a kiedy opowiadam).
Smok był malutkim niemowlakiem, kiedy pierwszy raz trafiłam na książki wydawnictwa Dwie Siostry. Oczywiście wtedy mu nic nie kupowałam. Gdy miał już kilka miesięcy, zaczęłam od bajek do czytania. Wtedy jeszcze nie wykazywał zbytniego zainteresowania obrazkami. Wolał zabawki. Za to lubił słuchać, gdy mu czytałam. Potem ta faza się zmieniła o 180 stopni. Od mniej więcej pół roku Smok nie lubi, gdy się mu czyta. Woli oglądać obrazki i słuchać opowieści. Sam nawet zaczyna opowiadać, co też ciekawego dzieje się na obrazku.
Gdy maluch skończył rok, kupiłam mu pierwszą książkę „Miasteczko Mamoko”. Trochę się obawiałam, że książka będzie zbyt skomplikowana, dla tak małego dziecka. Na szczęście się myliłam. Smok od razu ją pokochał. Właśnie przy tej książce uczył się rozpoznawać różne zwierzęta i przedmioty. Z pierwszym Mamoko tak dobrze się bawiliśmy, że kupno innych części było tylko kwestią czasu.
Obecnie mamy „Miasteczko Mamoko”, „Dawno temu w Mamoko” i „Mam oko na miasteczko”. Wszystkie lubimy tak samo.
Najlepszą zabawą jest wyszukiwanie zwierząt i śledzenie przez następne strony, co się z jakimś konkretnym zwierzakiem dzieje. Ostatnio ulubiona jest owca i ufoludek. Podglądając owcę z „Dawno temu w Mamoko” Smok nauczył się mówić „daje”. Owca najpierw zbiera grzyby, a potem daje je czarownicy. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Lubimy też liczyć auta. Smok pokazuje po kolei każdy samochód, a ja głośno liczę.
Karty „Mam oko na miasteczko” to prezent od cioci Smoka. Wydają mi się one nawet lepsze niż książki, bo więcej w nich możliwości. Mamy je dopiero od świąt, a już mogę wymienić szereg słów, które dzięki nim weszły do słownika malucha: ogień, buzi (burzy), duch, kopie, bawi, biega i wiele innych.
Cały zestaw wyciągamy przy każdej okazji. Bardzo dobrze sprawdza się przy złej pogodzie lub gdy maluch jest chory. Siedzimy wtedy razem i opowiadamy sobie różne historie. Dodatkowym atutem jest brak tekstu. Można wszystko opowiadać sobie w dowolnym języku (właściwie na te książki pierwszy raz natknęłam się w Budapeszcie i można je tam kupić w polskiej księgarnio-kawiarni Gdańsk). Sama nie raz opowiadam coś po czesku lub zmuszam do tego M. Najwyższy czas, aby mały miał kontakt także z językiem czeskim.
Tedi