Wyprawka dla malucha – kosmetyki
Za wpisy dotyczące wyprawki biorę się już od jakiegoś czasu. Muszę przyznać, że nadal mam wszystko w totalnym chaosie. Niby wszystko już jest kupione, ale leży niepoukładane. Nie mam na to czasu. Już myślałam, że nadrobię zaległości, gdy Młody pójdzie do przedszkola, ale nieszczęśliwie złapał infekcję (oby to była jedyna w najbliższym czasie). Infekcję złapał też M, przez co w domu mam jeszcze większy sajgon. Do tego wszystkiego skurcze zaczęły mnie straszyć nie na żarty, więc koniec końców staram się leżeć jak najwięcej. Dobrze by było, gdyby Młodszy jeszcze ze dwa tygodnie został tam, gdzie jest.
A wyprawka leży, jak leżała. Torbę mam tylko częściowo spakowaną.
Dramat.
Za to teraz korzystając z chwili bez skurczy i z dobrego nocnego snu Smoka, zaczęłam nadrabiać.
Na pierwszy rzut pójdą kosmetyki dla maluszka.
Generalnie najlepszą zasadą w kosmetykach jest „im mniej tym lepiej”. Nie mogę zrozumieć, po co dla noworodka kupować tonę kosmetyków i to do każdej części ciała coś innego. Stawiam na prostotę i jak najlepszy skład. Specjalistką od kosmetyków nie jestem i większość nazw ich składników kompletnie nic mi nie mówi. Dlatego wspomagam się postami Sroki. Co by nie było zna się na rzeczy, a mądrzejszych zawsze lubię słuchać.
Dlatego postawiłam na dwie firmy: Hipp i Alverde (ta druga niestety nie jest dostępna w Polsce w regularnej sprzedaży, można natomiast na allegro znaleźć osoby, które je sprowadzają). Kosmetyki ich stosuję już od dawna (na Smoku, sobie i M). Nie mam do nich zastrzeżeń. Skład mają całkiem fajny. Ciężko byłoby się do czegoś przyczepić. W ten sposób zakupiłam płyn do mycia, krem do smarowania i krem na mróz i wiatr (przy Smoku tego ostatniego nie używałam, ale on urodził się w czerwcu i do tego w Budapeszcie, więc mrozów praktycznie nie zaznaliśmy). Do tego zakupiłam chusteczki nawilżane Hipp i Tami (mają niezły skład, a nie mogę się wyzbyć nawyku używania chusteczek nawilżanych).
W przypadku odparzeń mam oczywiście coś mocniejszego (Bepanthen), ale dobrze zdaję sobie sprawę, że najlepszym składem nie może się on poszczycić. Niestety jeśli chodzi o tego typu problemy, liczy się dla mnie przede wszystkim skuteczność. I tutaj muszę zaznaczyć, że na każde dziecko może działać inny środek. Nie ma sensu, więc kupować dużych opakowań. Ja mam próbki i to na razie wystarczy. Z resztą w większości przypadków odparzenia nie zdarzają się cały czas. W przypadku dużych problemów z odparzeniami lepiej jednak użyć mąki ziemniaczanej. Sama nie próbowałam tego sposobu, ale mąkę w domu mam, więc w razie czego jej użyję.
Wszelkiego typu oliwki uważam za totalnie zbędny wydatek. Przede wszystkim dziecka nie należy smarować oliwką. Sama nawet swojej skóry bym nią nie potraktowała, ponieważ po warstwą oliwki skóra ma utrudnione oddychanie. Oliwka może się przydać tylko i wyłącznie do wykonywania masażu dziecka i ewentualnie do walki z ciemieniuchą. W przypadku suchej skóry lepiej użyć lekkiego balsamu.
Emolientów także nie kupuję. W razie problemów ze skórą, wtedy się zaopatrzę a na razie nie ma sensu wydawać na nie pieniędzy, ponieważ w cale nie są o wiele lepsze od zwykłych kosmetyków. Do tego trzeba także uważać, jakie emolienty kupujemy, ponieważ te także miewają gorsze i lepsze składy. A do tego jeden z emolientów Smoka kiedyś uczulił. Nic nie jest bez wad. Przy okazji polecam zapoznać się z tym artykułem. Co nieco rozjaśni kwestię emolientów ;-).
Dobrą zasadą jest także nie robić zbędnych zapasów. Nie wiemy, czy nasze dziecko nie będzie na coś uczulone. Z tego powodu kupuję, jak najmniejsze opakowania kosmetyków. Nie robię także zapasów pieluszek, ani chusteczek nawilżanych. Chociaż te ostatnie zawsze mogę zużyć przy Smoku (trzylatek uwielbia się brudzić zwłaszcza wtedy, gdy nie mam dostępu do wody).
A jakich kosmetyków używacie przy swoich dzieciach?
Tedi
Jeśli spodobał Ci się ten tekst, zostaw po sobie komentarz, polub lub udostępnij. Będzie mi bardzo miło :-).