Głupie pomysły rodziców – wychowywanie dziecka level hard
Mamy taki system z M. Ilekroć jedno powie lub wymyśli coś głupiego, dostaje od drugiego prztyczka. Oczywiście tyczy się to tylko spraw dziecięcych, bo wcześniej takie sytuacje nam się nie zdarzały lub nie wprowadzały elementu grozy do codzienności.
Jakie są dzieci, każdy wie. Taki mały człowiek potrafi się uczepić czegoś tak kurczowo, że ciężko zły nawyk potem wykorzenić. W naszej jeszcze krótkiej karierze rodzicielskiej też mamy swoje wzloty i upadki, a głupie pomysły zdarzają się dość często.
1. Smok przez pewien czas nie lubił myć zębów. Zabrałam go, więc do drogerii, aby wybrał sobie szczoteczkę do zębów. Wybrał najdroższą, elektryczną ze Spidermanem… Pomyślałam, że w porządku. Niech bierze. Ponoć maluchy wolą te elektryczne. Zęby myje, ale wyłączoną szczoteczką. Po jej włączeniu wpada w histerię… Mam, więc najdroższą zwykłą szczoteczkę na świecie.
2. Od jakiegoś czasu próbowałam nauczyć Smoka mycia rąk. Na tę wiedzę był wyjątkowo oporny. Pewnego dnia jedna z cioć przywiozła nam kolorowe mydełka dla dzieci (pozdrawiam!). Stwierdziłam, że świetny pomysł i entuzjastycznie wręczyłam prezent dziecięciu. Teraz mydełka są wszędzie… A do tego Smok wsadza ręce do toalety tylko po to, aby je mógł potem umyć mydełkiem.
3. Pewnego dnia na spacerze dziewczynka obdarowała Smoka kwiatuszkiem. Niewiele myśląc zerwałam małą stokrotkę i podałam ją Smokowi, aby też dał dziewczynce kwiatka. Resztę dnia Smok jak oszalały wyrywał wszystkie kwiatki na trawniku i do dzisiaj staram się go tego oduczyć…
4. Z kwiatkami też ma związek ostatnia historia. M starał się zachęcić Smoka w lesie, aby nie siedział na ziemi, tylko szedł do miejsca docelowego. Wymyślił dmuchanie dmuchawców (mleczy). I tak od kwiatka, do kwiatka, doszliśmy, gdzie chcieliśmy. Teraz Smok nie odpuści żadnego dmuchawca. Niech już wreszcie wszystkie wiatr rozniesie…
5. Raz robiąc ciasto, starałam się małego czymś zająć. Wymyśliłam, że pokażę mu, jak ubijam jajka i potem dosypuję resztę składników. Było bardzo miło. Niestety teraz Smok za każdym razem domaga się swojego udziału w miksowaniu ciasta. I tak miksuję każde na podłodze, kucając za każdym razem. Człowiek sobie potrafi utrudniać życie, prawda?
6. M jest miłośnikiem zwierząt i co nieco o nich wie. Na przykład wie, jak odróżnić głos bażanta od innych ptaków. Tą umiejętność przekazał swojemu synowi. Teraz za każdym razem, gdy bażant zaskrzeczy, leci do mnie i woła „sysałaś?”. Nawet, gdy właśnie zasypiał. Na nasze nieszczęście bażantów w okolicy jest dość sporo.
7. Nauczenie dziecka utrzymywania wokół siebie porządku, to całkiem przyjemna sprawa. Niestety to też czasami wymyka się spod kontroli. Ostatnio Smok zbiera po domu moje rzeczy, przynosi mi je i domaga się odłożenia ich we właściwe miejsca. Era bycia bałaganiarą się skończyła. Muszę utrzymywać porządek. Inaczej syn mnie tego nauczy…
8. Smok pokochał dinozaury. Mamy mnóstwo gumowych dinusiów. Wszystkie porozwalane po domu (czasami znajduję jakiegoś w swoim łóżku, gdy już śpię). Mamy także książki z dinozaurami i różne dinozaurze gadżety. Byliśmy także w dinoparku w Ostrawie. Jednak M przegiął, gdy postanowił Smokowi włączyć film o dinozaurach. To był jeden z tych dni, gdy dzieci się nudzą (wszyscy byliśmy chorzy), marudzą i rodzice tylko czekają aż się skończy. Teraz Smok ciągle domaga się oglądania filmu z dinozaurami. Nie jest łatwo znaleźć taki, w którym wszystkie się nawzajem nie zjadają…
9. Nauka szanowania rzeczy także poszła w nie do końca dobrym kierunku. Tłumaczyliśmy Smokowi, że z rzeczami trzeba ostrożnie, że szkło może się rozbić, że rzucona zabawka może się rozlecieć, że kredka może się złamać… Właśnie! Teraz, gdy przez przypadek złamie się małemu kredka, chodzi i rozpacza, że jest „ziamana”.
10. Długo wzbraniałam się przed pokazywaniem młodemu najnowszych cudów techniki. Komputer jest dla mnie bardzo ważny. Telefon też. Nie pozwalam Smokowi ich ruszać. Raz się złamałam. Pojechaliśmy całą rodziną do Budapesztu. Ponad 6 godzin podróży pociągiem bywa męczące dla rodziców i dla maluszka. Ściągnęłam, więc na telefon parę prostych gier dla najmłodszych i w chwili największego kryzysu pokazałam młodemu. Teraz ciągle za mną chodzi mówiąc „gjy teź”, albo „ciociąg tak” („gry też” i „pociąg tak”).
Takich głupich pomysłów mieliśmy jeszcze sporo i pewnie sporo jeszcze przed nami. Czasem człowiek szybciej działa niż myśli, a to nie do końca wychodzi nam potem na dobre.
Też mieliście jakieś mało mądre pomysły?
Tedi