Wiersze o zwierzętach

Jan Brzechwa

Kaczka dziwaczka

Nad rzeczką opodal krzaczka,
Mieszkała kaczka-dziwaczka,

Lecz zamiast trzymać się rzeczki,
Robiła piesze wycieczki.

Raz poszła więc do fryzjera:
„Poproszę o kilo sera!”

Tuż obok była apteka:
„Poproszę mleka pięć deka.”

Z apteki poszła do praczki
Kupować pocztowe znaczki.

Gryzły się kaczki okropnie:
„A niech tę kaczkę gęś kopnie!”

Znosiła jaja na twardo
I miała czubek z kokardą,

A przy tym, na przekór kaczkom,
Czesała się wykałaczką.

Kupiła raz maczku paczkę,
By pisać list drobnym maczkiem.

Zjadając tasiemkę starą,
Mówiła, że to makaron.

A gdy połknęła dwa złote,
Mówiła, że odda potem.

Martwiły się inne kaczki:
„Co będzie z takiej dziwaczki?”

Aż wreszcie znalazł się kupiec:
„Na obiad można ją upiec!”

Pan kucharz kaczkę starannie
Piekł, jak należy, w brytfannie.

Lecz zdębiał, obiad podając,
Bo z kaczki zrobił się zając.

W dodatku cały w buraczkach,
Taka to była dziwaczka!

Jan Brzechwa

Psie smutki

Na brzegu błękitnej rzeczki
Mieszkają małe smuteczki.

Ten pierwszy jest z tego powodu
Że nie wolno wchodzić do ogrodu,
Drugi – że woda nie chce być sucha,
Trzeci – że mucha wleciała do ucha,
A jeszcze, że kot musi drapać,
Że kura nie daje się złapać,
Że nie można gryźć w nogę sąsiada
I że z nieba kiełbasa nie spada

A ostatni smuteczek jest o to,
Że człowiek jedzie, a piesek musi biec piechotą.

Lecz wystarczy pieskowi dać mleczko
I już nie ma smuteczków nad rzeczką.

Aleksander Fredro

Małpa w kąpieli

Rada małpa, że się śmieli,
Kiedy mogła udać człeka,
Widząc panią raz w kąpieli,
Wlazła pod stół – cicho czeka.
Pani wyszła, drzwi zamknęła;
Małpa figlarz – nuż do dzieła!
Wziąwszy pański czepek ranny,
Prześcieradło
I zwierciadło –

Szust! Do wanny.
Dalej kurki kręcić żwawo!
W lewo, w prawo,
Z dołu, z góry,
Aż się ukrop puścił z rury.
Ciepło – miło – niebo – raj!
Małpa myśli: „W to mi graj!”
Hajże! – kozły, nurki, zwroty,
Figle, psoty,
Aż się wody pod nią mącą!
Ale ciepła coś za wiele…
Trochę nadto… Ba, gorąco!…
Fraszka! – Małpa nie cielę,
Sobie poradzi:
Skąd ukrop ciecze,
Tam palec wsadzi.
„Aj! Gwałtu! Piecze!”
Nie ma co czekać,
Trzeba uciekać!
Małpa w nogi
Ukrop za nią – tuż, tuż w tropy,
Aż po progi.
Tu nie żarty – parzy stopy…
Dalej w okno… Brzęk! Uciekła!
Że tylko palce popiekła,
Nader szczęśliwa. –
Tak to zwykle w życiu bywa

Jan Brzechwa

Jak rozmawiać trzeba z psem

Wy nie wiecie, a ja wiem
Jak rozmawiać trzeba z psem,

Bo poznałem język psi,
Gdy mieszkałem w pewnej wsi.

A więc wołam: -Do mnie psie!
I już pies odzywa się.

Potem wołam: – Hop-sa-sa!
I już mam przy sobie psa.

A gdy powiem: – Cicho leż!
Leżę ja i pies mój też.

Kiedy dłoń wyciągam doń,
Grzecznie liże moją dłoń.

I zabawnie szczerzy kły,
Choć nie bywa nigdy zły.

Gdy psu kość dam- pies ją ssie,
Bo to są zwyczaje psie.

Gdy pisałem wierszyk ten,
Pies u nóg mych zapadł w sen,

Potem wstał, wyprężył grzbiet,
Żebym z nim na spacer szedł

Szliśmy razem – ja i on,
Pies postraszył stado wron,

Potem biegł zwyczajem psim,
A ja biegłem razem z nim

On ujadał. A ja nie
Pies i tak rozumie mnie.

Pies rozumie, bo ja wiem,
Jak rozmawiać trzeba z psem.

Jan Brzechwa

Kwoka

Proszę pana, pewna kwoka
Traktowała świat z wysoka
I mówiła z przekonaniem:
„Grunt to dobre wychowanie!”
Zaprosiła raz więc gości,
By nauczyć ich grzeczności.
Pierwszy osioł wszedł, lecz przy tym
W progu garnek stłukł kopytem.
Kwoka wielki krzyk podniosła:
„Widział kto takiego osła?!”
Przyszła krowa. Tuż za progiem
Zbiła szybę lewym rogiem.
Kwoka gniewna i surowa
Zawołała: „A to krowa!”
Przyszła świnia prosto z błota.
Kwoka złości się i miota:
„Co też pani tu wyczynia?
Tak nabłocić! A to świnia!”
Przyszedł baran. Chciał na grzędzie
Siąść cichutko w drugim rzędzie,
Grzęda pękła. Kwoka wściekła
Coś o łbie baranim rzekła
I dodała: „Próżne słowa,
Takich nikt już nie wychowa,
Trudno… Wszyscy się wynoście!”
No i poszli sobie goście.
Czy ta kwoka, proszę pana,
Była dobrze wychowana?

Jan Brzechwa

Ryby, żaby i raki

Ryby, żaby i raki
Raz wpadły na pomysł taki,
Żeby opuścić staw, siąść pod drzewem
I zacząć zarabiać śpiewem.
No, ale cóż, kiedy ryby
Śpiewały tylko na niby,
Żaby
Na aby-aby,
A rak
Byle jak.

Karp wydął żałośnie skrzele:
„Słuchajcie mnie przyjaciele,
Mam sposób zupełnie prosty –
Zacznijmy budować mosty!”
No, ale cóż, kiedy ryby
Budowały tylko na niby,
Żaby
Na aby-aby,
A rak
Byle jak.

Rak tedy rzecze: „Rodacy,
Musimy się wziąć do pracy,
Mam pomysł zupełnie nowy –
Zacznijmy kuć podkowy!”
No, ale cóż, kiedy ryby
Kuły tylko na niby,
Żaby
Na aby-aby,
A rak
Byle jak.
Odezwie się więc ropucha:
„Straszna u nas posucha,
Coś zróbmy, coś zaróbmy,
Trochę żywnosci kupmy!
Jest sposob, ja wam mówię,
Zacznijmy szyć obuwie!”
No, ale cóż, kiedy ryby
Szyły tylko na niby,BR>
Żaby
Na aby-aby,
A rak
Byle jak.

Lin wreszcie tak powiada:
„Czeka nas tu zagłada,
Opuściliśmy staw przeciw prawu –
Musimy wrócić do stawu.”
I poszły. Lecz na ich szkodę
Ludzie spuścili wodę.
Ryby w płacz, reszta też, lecz czy łzami
Zapełni się staw? Zważcie sami,
Zwłaszcza że przecież ryby
Płakały tylko na niby,
Żaby
Na aby-aby,
A rak
Byle jak.

Jan Brzechwa

Cap na grapie

Wlazł kotek
Na płotek,
Ujrzał capa na grapie.
– Zmykaj, capie,
Bo cię podrapię!
A cap nic – tylko sapie.

Na grapie zebrali się gapie,
Wszyscy patrzą na capa,
A kota aż świerzbi łapa.
– Zmykaj, capie,
Bo cię podrapię!
A cap nic – tylko sapie.

Patrzą na kota gapie.
– Daj mu, capie, po czapie!
A cap nic – tylko sapie.
I nie dziwota,
Bo cap nie złapie
Kota,
A kot podrapie
Capa,
Jako że cap jest gapa.

Kot mu wciąż grozi i grozi:
– Zmykaj, capie,
Bo cię podrapię!
Więc wziąwszy na rozum kozi,
Do domu umknął cap.
Teraz go, kocie, łap!

Jan Brzechwa

Hipopotam

Zachwycony jej powabem
Hipopotam błagał żabę:
„Zostań żoną moją, co tam,
Jestem wprawdzie hipopotam,
Kilogramów ważę z tysiąc,
Ale za to mógłbym przysiąc,
Że wzór męża znajdziesz we mnie
I że ze mną żyć przyjemnie.
Czuję w sobie wielki zapał,
Będę ci motylki łapał
I na grzbiecie, jak w karecie,
Będę woził cię po świecie,
A gdy jazda już cię znuży,
Wrócisz znowu do kałuży.
Krótko mówiąc – twoją wolę
Zawsze chętnie zadowolę,
Każdy rozkaz spełnię ściśle.
Co ty na to?”
„Właśnie myślę…
Dobre chęci twoje cenię,
A więc – owszem. Mam życzenie…”

„Jakie, powiedz? Powiedz szybko,
Moja żabko, moja rybko,
I nie krępuj się zupełnie,
Two życzenie każde spełnię,
Nawet całkiem niedościgłe…”

„Dobrze, proszę: nawlecz igłę!”

Jan Brzechwa

Chory muł

Pewien muł
Niedobrze się czuł,
Więc poszedł do lekarza i rzekł:
– Niech pan doktor mi da jakiś lek.
Zapytał muła lekarz:
– A na co ty, mule, narzekasz?
Co ci dolega, mule?
Rzekł muł: – Mam łamania i bóle.
– A co boli cię? – lekarz znów pyta.
– Oj, bolą mnie, bolą kopyta,
A jeśli mam przy tym być szczery,
To nie jedno, nie dwa, ale cztery,
Wszystkie cztery, do samej kości,
Nawet ruszyć żadnym nie mogę…
I na dowód swojej słabości
Kopnął lekarza w nogę.

Stąd prawda wynika doniosła,
Że muł jednak ma w sobie coś z osła.

Maria Konopnicka

Nasza czarna jaskółeczka

Nasza czarna jaskółeczka
Przyleciała do gniazdeczka
Przez daleki kraj
Bo w tem gniazdku się rodziła
Bo tu jest jej strzecha miła
Bo tu jest jej raj!

A ty, czarna jaskółeczko
Nosisz piórka na gniazdeczko
Ścielesz dziatkom je!
Ścielże sobie, ściel niebogo,
Chłopcy pójdą swoją drogą,
Nie ruszą go, nie!

Wanda Chotomska

Dlaczego cielę ogonem miele

W cielętniku stoi cielę
i ogonem w kółko miele.

Prosiak wyrwał się z chlewika:
– Czy to cielę spadło z byka ?
Nikt ogonem tak nie miele,
więc dlaczego miele cielę ?

Przyszła koza, furtkę bodzie:
– Pewnie nudno mu w zagrodzie.
Mnie się zdaję, że to cielę
z nudów tak ogonem miele.

– Z nudów?
– Z nudów !
– Może z głodu ?

Wlazło cielę do ogrodu,
zjadło mlecz i seradelę
i ogonem dalej miele.

Przyleciała gęś z gąsiorem.
– Czy to cielę nie jest chore ?
Może zjadło wilcze ziele
i ogonem przez to miele ?

– Wilcze ziele ? Nie, aniele,
ciele jadło seradelę.
– Może zjadło jej za wiele ?
– Może to przez decybele ?
– Może to jest tik nerwowy ?
– Może tęskno mu do krowy ?

Przyszły kury, indyk, kaczor,
wszyscy gdaczą, meczą, kwaczą,
strasznie martwię się cielęciem
indyk z kozą, gęś z prosięciem.

Aż z pastwiska przybiegł źrebak
i rzekł:
– Martwić się nie trzeba,
tylko trzeba spytać cielę,
czemu tak ogonem miele.

No, bo jeśli w kółko miele,
ma w tym chyba jakieś cele.
– Mam- kiwnęło głową cielę-
robię muchom karuzelę !

]

Joanna Papuzińska

Tygryski

Moja piżama – cała w tygrysy.
A te tygrysy straszne urwisy,
A te tygrysy nie chcą spać nocą,
Fikają kozły, skaczą i psocą.

Mama się gniewa: – Spać trzeba teraz!
Wszystkie tygryski z piżamy zbiera,
Chowa do szafy, na klucz zamyka,
Żeby już dzisiaj nie mogły brykać.

Rano do pracy śpieszy się tato,
Otwiera szafę, wyjmuje palto.
Nagle wiatr dmuchnął, porwał tygryski,
Jakby to były jesienne listki,
I z tygryskami przez okno uciekł,
I po ogródku wszystkie rozrzucił.

Trzeba tygryski zebrać z powrotem,
O, ten na kwiatku usiadł jak motyl,
Ten się na nitce pajęczej kiwa,
A ten biedaczek leży w pokrzywach.
A ten na ścieżce. A ten pod listkiem.
Czy to już wszystkie? – Tak, chyba wszystkie…

Koszę tygrysków zanoszę mamie.
Mama układa je na piżamie.
Te na rękawach, te na kieszeniach…
Ale jednego tygryska nie ma!
Nie ma w pokoju, nie ma w ogrodzie.
Mały tygrysku, gdzieś nam się podział?

Leci latawiec w górze, nad drogą,
Ma kolorowy i długi ogon.
Może tygrysek chciał zwiedzić świat
I na ogonie latawca siadł?
A teraz leci sam nie wie dokąd,
Bardzo daleko, bardzo wysoko?

A może rzeka co płynie obok,
Wzięła tygryska w podróż ze sobą?
Może ta szybka, zielona woda
Już mi tygryska nigdy nie odda?

Łaciaty kocur wskoczył na okno.
– Możeś ty kocie tygryska połknął?
Może myślałeś, że to jest myszka,
I przez pomyłkę zjadłeś tygryska?

Aż wreszcie … tato przychodzi z pracy.
– Czemu, córeczko tak na mnie patrzysz?
Czemu się ze mnie obie śmiejecie?
– Bo ty tygryska masz na berecie!
Bo nasz tygrysek nigdzie nie uciekł!
Bo on z tatusiem poszedł i wrócił!

I tak się dobrze skończyło wszystko.
I dzień się kończy. Wieczór już blisko.
Wkrótce światełka w oknach zabłysną.
Spać się zachciało moim tygryskom.

Lech Pijanowski

Kolorowa krowa

Żyła, była sobie krowa
Niesłychanie kolorowa

Brzuch – brązowy, pysk zielony,
róg-czerwony z jednej strony,

a na grzbiecie – popatrz! – Łata.
Jaka wielka i pstrokata.

Co za wstyd! Ta pstrokacizna,
Rzecz nie krowia – każdy przyzna –

Bo wypadek przecie rzadki,
Krowa w kolorowe łatki.

Jak żyć można tak pstrokato?
Trzeba coś poradzić na to,

Krowo, bardzo jest nie zdrowo,
Być tak strasznie kolorową,

Gdy się taka rzecz wydarza,
Trzeba ruszać do lekarza,

niech cię zbada, niechaj powie,
czy w porządku krowie zdrowie,

lekarz krowę zważył, zmierzył,
język zbadał, w róg uderzył,

kazał westchnąć jej głęboko,
ryknąć głośno, zamknąć oko,

nogę zgiąć i wyprostować,
aż się zadyszała krowa.

Zbadał ją od stóp do głowy
I powiada tymi słowy:

Całkiem zdrowa jest ta krowa
Niesłychanie kolorowa.

Brzuch brązowy – zabłocony,
Róg z tej strony pobrudzony,

Pysk zielony – prosta sprawa,
Ze śniadania jeszcze trawa.

A ta łata tak pstrokata,
Bo nie myta całę lata!

Bardzo przyda się urodzie
Kąpiel w rzece, w ciepłej wodzie.

Znikłą krowa kolorowa,
stoi czarno-biała krowa.

Teraz wie – już innym powie,
Co przystoi każdej krowie-

Niechaj dobrze zapamięta:
Myj się co dzień, nie od święta.

Ludwik Jerzy Kern

Żyrafa u fotografa

Przyszła pewna żyrafa do fotografa.
– Czy to pan robi zdjęcia?
– Ja.
– A ładne są te zdjęcia?
– Ba!
– I tak sam pan je robi?
– Sam.
– A ma pan aby kliszę?
– Mam.
– A nie pęknie ta klisza?
– Nie ma mowy.
– A objął mnie pan całą?
– Nie, do połowy.
– A co będzie z drugą połową?
– Zdejmę osobno.
– Czy za tę samą cenę?
– Nie, za dopłatą drobną.
– A na jednym zdjęciu się nie da?
- Wykluczone.
– To niech pan robi.
– Pstryk! Pstryk! Zrobione.
– A teraz?
– Teraz zlepię te zdjęcia najlepiej jak potrafię.
I wręczę za chwilę pani tę wspaniałą fotografię.

Jan Brzechwa

ZOO

Papuga

Papużko, papużko,
Powiedz mi coś na uszko.
Nic nie powiem, boś ty plotkarz,
Powtórzysz każdemu, kogo spotkasz.

Krokodyl

Skąd ty jesteś, krokodylu?
Ja? Znad Nilu.
Wypuść mnie na kilka chwil,
To zawiozę cię nad Nil.

Dzik

Dzik jest dziki, dzik jest zły
Dzik ma bardzo ostre kły.
Kto spotyka w lesie dzika,
Ten na drzewo zaraz zmyka.

Małpa

Małpy skaczą niedościgle
Małpy robią małpie figle,
Niech pan spojrzy na pawiana
Co za małpa, proszę pana!

Żyrafa

Żyrafa tym głównie żyje,
Że w górę wyciąga szyje,
A ja zazdroszczę żyrafie,
Ja nie potrafię.

Żubr

Pozwólcie przedstawić sobie
Pan żubr we własnej osobie.
No, pokaż się żubrze. Zróbże
Minę uprzejmą żubrze.

Kangur

Jakie pan ma stopy duże,
Panie kangurze!
Wiadomo, dlatego kangury
W skarpetkach robią dziury.

Zebra

Czy ta zebra jest prawdziwa?
Czy to tak naprawdę bywa?
Czy też malarz z bożej łaski
Pomalował osła w paski?

Lis

Rudy ojciec, rudy dziadek
Rudy ogon to mój spadek,
A ja jestem rudy lis.
Ruszaj stąd, bo będę gryzł.

Julian Tuwim

Ptasie radio

Halo, halo! Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju,
Nadajemy audycję z ptasiego kraju.
Proszę, niech każdy nastawi aparat,
Bo sfrunęły się ptaszki dla odbycia narad:
Po pierwsze – w sprawie,
Co świtem piszczy w trawie?
Po drugie – gdzie się
Ukrywa echo w lesie?
Po trzecie – kto się
Ma pierwszy kąpać w rosie?
Po czwarte – jak
Poznać, kto ptak,
A kto nie ptak?
A po piąte przez dziesiąte
Będą ćwierkać, świstać, kwilić,
Pitpilitać i pimpilić
Ptaszki następujące:
Słowik, wróbel, kos, jaskółka,
Kogut, dzięcioł, gil, kukułka,
Szczygieł, sowa, kruk, czubatka,
Drozd, sikora i dzierlatka,
Kaczka, gąska, jemiołuszka,
Dudek, trznadel, pośmieciuszka,
Wilga, zięba, bocian, szpak
Oraz każdy inny ptak.

Pierwszy – słowik
Zaczął tak:
„Halo! O, halo lo lo lo lo!
Tu tu tu tu tu tu tu
Radio, radijo, dijo, ijo, ijo,
Tijo, trijo, tru lu lu lu lu
Pio pio pijo lo lo lo lo lo
Plo plo plo plo plo halo!”

Na to wróbel zaterlikał:
„Cóż to znowu za muzyka?
Muszę zajrzeć do słownika,
By zrozumieć śpiew słowika.
Ćwir ćwir świrk!
Świr świr ćwirk!
Tu nie teatr
Ani cyrk!
Patrzcie go! Nastroszył piórka!
I wydziera się jak kurka!
Dość tych arii, dość tych liryk!
Ćwir ćwir czyrik,
Czyr czyr ćwirik!”

I tak zaczął ćwirzyć, ćwikać,
Ćwierkać, czyrkać, czykczyrikać,
Że aż kogut na patyku
Zapiał gniewnie: „Kukuryku!”

Jak usłyszy to kukułka,
Wrzaśnie: „A to co za spółka?
Kuku-ryku? Kuku-ryku?
Nie pozwalam, rozbójniku!
Bierz, co chcesz, bo ja nie skąpię,

Ale kuku nie ustąpię.
Ryku – choć do jutra skrzecz!
Ale kuku – moja rzecz!”
Zakukała: kuku! kuku!
Na to dzięcioł: stuku! puku!
Czajka woła: czyjaś ty, czyjaś?
Byłaś gdzie? Piłaś co? Piłaś, to wyłaź!
Przepióreczka: chodź tu! Pójdź tu!
Masz co? daj mi! rzuć tu! rzuć tu!

I od razu wszystkie ptaki
W szczebiot, w świegot, w zgiełk – o taki:
„Daj tu! Rzuć tu! Co masz? Wiórek?
Piórko? Ziarnko? Korek? Sznurek?
Pójdź tu, rzuć tu! Ja ćwierć i ty ćwierć!
Lepię gniazdko, przylep to, przytwierdź!
Widzisz go! Nie dam ci! Moje! Czyje?
Gniazdko ci wiję, wiję, wiję!
Nie dasz mi? Takiś ty? Wstydź się, wstydź się!”
I wszystkie ptaki zaczęły bić się.
Przyfrunęła ptasia milicja
I tak się skończyła ta leśna audycja.

Maria Konopnicka

Muchy samochwały

U chomika w gospodzie
Siedzą muchy przy miodzie.
Siedzą, piją koleją,
I z pająków się śmieją.

Podparły się łapkami
Nad pełnemi kuflami.
Zagiął chomik żupana,
Miód dolewa do dzbana.
— Żebyś, kumo, wiedziała,

Com już sieci narwała,
Com z pająków nadrwiła,
Tobyś ledwo wierzyła!
— Moja kumo jedyna!
Czy mi pająk nowina?

Śmiech doprawdy mnie bierze…
Pająk!… Także mi zwierzę!
— Żebyś, kumo, wiedziała,
Trzem pająkom bez mała,
Jak się dobrze zasadzę,

Trzem pająkom poradzę!…
— Moja kumo kochana!
(Chomik! dolej do dzbana!)
Moja kumo jedyna,
Czy mi pająk nowina?

Prawi jedna, to druga,
A tu z kąta coś mruga…
Prawi czwarta i piąta,
A coś czai się z kąta.
Pająk ci to, niecnota,

Nić — tak długą — namota!
Zdusił muchy przy miodzie,
W chomikowej gospodzie.