Trudna strata
Kiedy prawie dwa lata temu zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, nie ucieszyłam się. Nie dlatego, że nie chciałam mieć dziecka. Przeciwnie. Bardzo chciałam mieć dziecko. Problem był w tym, że to nie był pierwszy pozytywny test. Bałam się, że jeszcze raz będę musiała przetrwać stratę. Bałam się cieszyć. Bałam się jeszcze raz przywiązać do malutkiego dzieciątka.
Tamten październikowy dzień pamiętam jako początek wielkiego strachu. To uczucie towarzyszyło mi przez całe 9 miesięcy. Starałam się nie myśleć o tym, co złego może się wydarzyć. ale to nie było proste. Tak czekałam od badania do badania. Zawsze, gdy widziałam zdrowe dzieciątko na monitorze, przychodziła ulga. Niestety chwilowa, bo już następnego dnia znowu zaczynałam się bać. Po każdym katarze szłam na USG. Chciałam sprawdzić, czy dzidziusiowi mój katar nie zaszkodził. Nie piłam kawy (o innych używkach nawet już nie wspominam), nie dźwigałam, unikałam wszystkiego, co mogłoby zaszkodzić.
Gdy Smokuś się urodził, poczułam ulgę. To była jedna z tych chwil, których nigdy nie zapomnę. Wtedy już wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Dałam radę. Donosiłam ciążę.
Bez grobu
Strata dziecka jest chyba jednym z najcięższych przeżyć. Sama nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co może czuć kobieta, która straciła dziecko pod koniec ciąży, albo takie już kilkuletnie. To nie jest tak, że poronienie to prostsza sprawa. To jednak coś innego. Nie poznałam swoich wcześniejszych dzieci. O pierwszej ciąży dowiedziałam się, gdy już jej nie było. Nie czułam jeszcze ruchów dziecka. Nie było jeszcze żadnego imienia. Nie było jeszcze wyprawki. Taka strata jest prostsza, jest szybsza. I chociaż nie ma grobu, ból jest i chyba nigdy nie zniknie.
Słowa nie mogą pomóc
Do dzisiaj próbuję sobie przypomnieć, co chciałam usłyszeć od innych, od tych, co wiedzieli. Nie było ich wielu. Sami najbliżsi. Pierwszej ciąży nie zdążyłam nawet ogłosić. Przy drugiej nie chciałam nawet nikomu mówić. Ponoć rozgłaszanie wiadomości o ciąży przed upływem trzeciego trymestru przynosi pecha. Sama nie jestem przesądna. Nie chciałam mówić, bo zwyczajnie bałam się, że znowu coś pójdzie nie tak. Jak miałabym potem powiedzieć o stracie? O Smoku nie powiedziałam nawet moim rodzicom. Wiedzieli tylko ci, co musieli: ja, M, szef z pracy (musiałam iść na zwolnienie), garstka przyjaciół, którzy zwyczajnie zauważyli, że nie piję alkoholu.
Nie wiem, co może chcieć usłyszeć kobieta, która straciła dziecko. Chyba najgłupsze w tej sytuacji jest powiedzenie „nie martw się, jeszcze urodzisz upragnionego malucha”. W tych trudnych chwilach chciałam, aby ktoś przy mnie był. Najlepsze jest zajęcie się czymś, odwrócenie uwagi.
Zazdrość
Przez te kilka miesięcy po drugim poronieniu byłam zazdrosna o wszystkie kobiety, które miały dzieci. Ciągle zadawałam sobie pytanie „czemu one mogą, a ja nie?”. Paskudne uczucie. Nagle zaczynasz wszędzie widzieć ciężarne i mamy z małymi dziećmi. Oczywiście jak na złość wszystkie znajome zaczęły wtedy zachodzić w ciążę i rodzić dzieci. Facebook aż pękał od zdjęć zaokrąglonych brzuszków i słodkich małych stópek. Oczywiście to wszystko siedziało tylko w mojej głowie. Wcale nie było więcej młodych mam. Ich zawsze było tyle samo. Problem był w tym, że zaczynałam dobre wiadomości źle odczuwać. Zamiast się cieszyć z innymi, załamywałam się coraz bardziej.
Akceptacja
Jest coś o czym powiedziałam M dopiero niedawno. Kiedy zdecydowaliśmy się spróbować kolejny raz, ja w duchu sobie powiedziałam, że to będzie ostatnia próba. Gdybym i tamtą ciążę straciła, nie chciałabym próbować znowu. To drugie poronienie tak mnie osłabiło psychicznie, że nie sądziłam, że mogę mieć siły przeżywać to kolejny raz. Miałam szczęście. Smok urodził się cały i zdrowy. Sama ciąża przebiegała bez większych trudności. Wszyscy mieliśmy szczęście.
Problemy zdrowotne?
Dopiero niedawno lekarz mi wytłumaczył, że dwa poronienia pod rząd mogą świadczyć o jakiś problemach uniemożliwiających donoszenie ciąży. Ponoć powinnam zacząć myśleć o badaniach. Niestety te są długie i dość kosztowne. Przed ciążą ze Smokiem pewna lekarka poleciła mi zażywać zwykły acard*. Powiedziała, że nie wpłynie on negatywnie na mnie i na dziecko, a jeśli mam problemy z zakrzepami, może pomóc. Nie wiem, czy to dzięki tym zwykłym tabletkom Smok się urodził. Następną ciążę też jednak będę przechodzić biorąc acard.
* Nigdy nie bierz leków bez konsultacji z lekarze. Zawsze zapytaj, czy możesz go stosować.
Porozmawiajmy
Do czego zmierzam? Myślę, że byłoby prościej wielu kobietom, gdybyśmy umiały rozmawiać o stracie dziecka. Mimo wszystko jest to temat tabu. Nie mówi się o tym, bo to bolesne. Trudno jest o poronieniu mówić i trudno jest o nim słuchać. Łatwiej jest, gdy się wie, że nie jest się jedyną istotą na ziemi, która poroniła.
PS. Kilka miesięcy próbowałam napisać ten tekst i do końca nie wierzyłam, że mi się to kiedyś uda. Nawet nie jestem pewna, czy go szybko nie usunę.
Tedi