Strefa kobiety

Płacz głupia, płacz!

Zawsze byłam wyjątkowo płaczliwa. Wzruszałam się na byle kreskówce. Wzruszałam się na „Królu lwie”. Wzruszałam się na „Pocahontas” i na „Zakręconych”. Płakałam długo po filmie „Tato”. Łzy mi się lały na finalnej scenie z „Sary”. Nierzadko płakałam też przy piosenkach (te disney’owkie wyjątkowo wyciskają ze mnie łzy) . Ale mój płacz osiągnął apogeum, gdy zaszłam w ciążę.

Początek był ciężki. Bałam się. Nie płakałam wtedy. Jakoś strach u mnie blokuje łzy. Za to płakałam przy każdym USG. Gdy dowiadywałam się, że z maluszkiem jest wszystko w porządku, płakałam ze szczęścia. I pewnie z tego, że stres ze mnie właśnie schodził. Do następnego badania. Byłam już na pograniczu pierwszego i drugiego trymestru, gdy złapałam przeziębienie. Pomyślicie, że to nic złego, że wiele kobiet przeziębia się w ciąży. Niestety, przy mojej drugiej ciąży po przeziębieniu, okazało się, że maleństwo nie żyje (o trudnej stracie pisałam już wcześniej). Nie dziwne, więc, że poleciałam od razu zrobić USG. Płakałam całą drogę do domu, gdy już się okazało, że maluszek ma się świetnie. Nawet teraz płaczę, gdy piszę/czytam te słowa. Nie ze smutku. Ze wzruszenia, że teraz siedzi koło mnie niespełna dwuletni syn.

Łzy leciały mi jak krople deszczu w ulewie, gdy dowiedziałam się, że Smok będzie chłopcem. Wzruszyłam się. Przy porodzie też płakałam, a potem płakałam, ilekroć brałam maluszka na ręce. Taki mały i taki kruchy. Te małe rączki i nóżki działały na mnie jak najlepszy wyciskacz łez. Każde ziewnięcie i każdy nieświadomy jeszcze uśmiech powodowały rozmiękczenie mojej osoby. Kolana się pode mną uginały a ja zastanawiałam się, ile człowiek może wyprodukować jeszcze łez.

Wtedy miałam nadzieję, że wreszcie przestanę płakać. Minie kilka tygodni czy nawet miesięcy, hormony odpuszczą i płacze się skończą.

Nic z tego!

Smok ma prawie 2 lata, a ja nadal płaczę widząc dziecko na reklamie. Nadal płaczę widząc ciężarną kobietę. Płaczę, gdy nawet pomyślę o noworodku, narodzinach, ciąży. Płaczę, gdy widzę, że kolejna blogerka urodziła. Płaczę, gdy dowiaduję się o kolejnej ciąży lub narodzinach wśród znajomych (rodzina już generalnie zakończyła produkcję). Aż strach pomyśleć, co by się ze mną działo, gdybym postanowiła mieć jeszcze jedno maleństwo.

Ale te płacze przybierają także mniej wygodne oblicze.

Nie mogę oglądać żadnych filmów, w których coś złego spotyka dziecko. Już pewnie nigdy nie obejrzę film „Tato”, a przecież tak go lubię. Po „Trainspottingu” płakałam przez tydzień. Na reklamie Pampersów zalewam się łzami. Koszmar. Gdy chcemy oglądnąć jakiś horror, każę najpierw mężowi przeglądnąć, czy przypadkiem nie mordują tam dzieci. Ostatnio włączyliśmy sobie z M „Pianistę”. Zapomniałam już całkiem o tym filmie i postanowiłam odświeżyć pamięć. Błąd! Zanosiłam się łzami, ilekroć coś złego spotykało dziecko (a niestety takie sceny są w tym filmie nieustannie). Film „Bandyta” odchorowała tygodniowym płaczem.

Zawszę muszę mieć przy sobie chusteczki. Nie raz już się zdarzyło, że pojechałam na zakupy i wzruszyłam się na widok bilbordu ze słodkim berbeciem. Mój codzienny tusz do rzęs także został zastąpiony przez ten wodoodporny. Za często płaczę na zwykły tusz.

Nie jest łatwo być kobietą, która tak zalewa się łzami. Nadal czekam, że jednak przestanę płakać i będę mogła wyjść na miasto bez obawy, że zacznę płakać przy ludziach z byle powodu.

Tedi

 

 

Olga Vitoš

Nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu. Ciągle muszę coś roboć. Jestem mamą, doulą i kobietą, która uwielbia działać. Wspieram kobiety w okresie okołoporodowym a także po stracie dziecka. Prowadzę warsztaty dla kobiet w ciąży i dla rodziców. Jestem prezesem Fundacji Kocham Zapinam, dzięki której promuję bezpieczne przewożenie dzieci w samochodach. Maluję, tłumaczę z języka czeskiego oraz tworzę książki dla dzieci. Jestem także jednym z twórców akcji #MaluchyNaBrzuchy.