Strefa kobiety

#myfirst7jobs, czyli co robiłam do tej pory

Ostatnio w internetach można spotkać mnóstwo wpisów pod hasłem #myfirst7jobs. Bardzo spodobała mi się taka zabawa, chociaż nie wiedziałam, czy mam o czym pisać. Do tej pory wydawało mi się, że miałam tylko 2 prace, ale jak głębiej się zastanowiłam, to było tego trochę więcej. Każda z nich coś wniosła do mojego życia. Każda z nich spowodowała, że jestem teraz tym, kim jestem. Nawet jeżeli była to przygoda jednodniowa ;-).

Kolporter ulotek

Jak wielu ludzi, zaczynałam swoją przygodę z „zarabianiem pieniędzy” od roznoszenia ulotek. Chociaż muszę przyznać, że z zarabianiem pieniędzy niewiele to miało wspólnego. Za to dzięki tej pracy dowiedziałam się jednej ważnej rzeczy: pieniądze nie spadają z nieba. Roznosiłam wtedy ulotki głównie po domach lub stałam w określonym miejscu i rozdawałam je przechodniom. Zdecydowanie wolałam pierwszą opcję, ponieważ przynajmniej mogłam sobie pochodzić po mieście. Dzięki tej pracy poznałam też zakątki mojego miasta, jakich wcześniej nie znałam. A miałam wtedy kilkanaście lat, więc całkiem niedużo ;-). Ta praca nauczyła mnie jeszcze jednej ważnej rzeczy: od tej pory praktycznie zawsze biorę ulotki od stojących ludzi. W końcu oni też chcą coś zarobić.

Pakowanie kosmetyków

Na kolejną pracę namówiła mnie koleżanka z liceum. Miałyśmy po maturze iść do agencji pracy tymczasowej i dorobić sobie coś przez wakacje. Agencja wyglądała bardzo profesjonalnie, wszystko w ogóle wyglądało super i zaproponowano mi pracę niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Praca miała polegać na pakowaniu kosmetyków. Poszłam raz i nigdy więcej nie wróciłam. Ostre zapachy, stanie przy taśmie praktycznie cały czas, a zapłata bardzo kiepska. Mimo wszystko podziwiam ludzi, którzy są w stanie w takich warunkach pracować, a na pewno nie jest ich mało. W końcu takie firmy nadal funkcjonują.

Archeologia

Studia nie były dla mnie czasem do pracy. Nie potrzebowałam jakoś więcej pieniędzy. Wystarczały mi stypendia i tak jakoś sobie już razem z M radziliśmy (bo praktycznie od początku studiów byliśmy razem). Za to rozwijałam w tych czasach moją pasję do archeologi, która umarła śmiercią naturalną praktycznie od razu po zakończeniu studiów. To były czasy praktyk bezpłatnych, wakacyjnych prac na wykopaliskach i pracy jako rysownik. Bardzo miło wspominam ten czas i gdybym mogła się do niego cofnąć, chyba nic bym nie zmieniła. No może trochę więcej bym jeździła i pracowała w zawodzie ;-).

Call center

Pokażcie mi człowieka, który nigdy nie pracował w call center! Mam wrażenie, że każdy zaznał tego typu przyjemności w swoim życiu. Moja przygoda z call center zaczęła się niedługo po studiach i to od razu na obcej ziemi. Wtedy pracowaliśmy z M głównie jako rysownicy i szukaliśmy jakiejś stałej pracy. Niestety nie jest prosto znaleźć pierwszą poważną pracę, gdy nie ma się doświadczenia. Na szczęście pojawiła się możliwość wyjazd do pracy do Budapesztu. Nie zastanawialiśmy się długo. Spędziliśmy tam ponad 2 lata i chyba to były jedne z lepszych lat naszego życia. Tam też narodził się Smok. Ale przyszło nam później wrócić do kraju.

Korporacja

Gdy Smok zbliżał się do swoich drugich urodzin, postanowiłam zmienić trochę otoczenie i iść do pracy. Kilka CV i kilka rozmówi kwalifikacyjnych później dostałam propozycję pracy oczywiście w korporacji. Nie będę się rozpisywać, co to była za praca. Jakoś nie mam na to ochoty. Ale jedno jest pewne, że ta praca definitywnie utwierdziła mnie w przekonaniu, że dla korporacji już nigdy więcej nie chcę pracować. Co z tego, że się ma dobrą kawę, niezłe obiady i w sumie całkiem dobre zarobki, jak praktycznie nie widuje się własnego dziecka i nie ma się czasu na życie po pracy? No i oczywiście ta wieczna atmosfera, że powinnam się cieszyć, że mam taką pracę i z uśmiechem na twarzy do niej przychodzić… Zdecydowanie to nie jest coś dla mnie.

Pełnoetatowa mama

Po raz pierwszy mamą zostałam jeszcze w Budapeszcie. Ze Smokiem spędziłam dwa lata i z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że był to wspaniały okres w moim życiu. Teraz także czeka mnie to samo, ale już z dwoma urwisami, chociaż Smok niedługo pierwszy raz pójdzie do przedszkola. Będzie zabawnie :-).

Bycie pełnoetatową mamą przyniosło mi także jeszcze kolejną fajną pracę: blog. Gdyby nie Smok, bloga by nie było. To on był moją główną inspiracją i nie ukrywam, że po prostu nudziłam się w domu, więc zaczęłam pisać. Sam blog to oczywiście nie tylko pisanie. Dzięki blogowaniu nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy, między innymi podstaw marketingu internetowego, fotografii, tworzenia stron internetowych. Na pewno ta wiedza przyda mi się w przyszłości.

Ostatnio coraz częściej się zastanawiam, jaką będę miała pracę, gdy Młodszy już podrośnie. Czas pokaże, gdzie wtedy będziemy mieszkać i jakie będziemy mieć przez to możliwości. Póki co mam zamiar cieszyć się wychowywaniem moich dzieci. One w końcu tylko raz są małe ;-).

Tedi

Jeśli spodobał Ci się ten tekst, zostaw po sobie komentarz, polub lub udostępnij. Będzie mi bardzo miło :-).

facebook-icontwitter-iconinstagram-icongoogle-plus-2-icon

 

Olga Vitoš

Nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu. Ciągle muszę coś roboć. Jestem mamą, doulą i kobietą, która uwielbia działać. Wspieram kobiety w okresie okołoporodowym a także po stracie dziecka. Prowadzę warsztaty dla kobiet w ciąży i dla rodziców. Jestem prezesem Fundacji Kocham Zapinam, dzięki której promuję bezpieczne przewożenie dzieci w samochodach. Maluję, tłumaczę z języka czeskiego oraz tworzę książki dla dzieci. Jestem także jednym z twórców akcji #MaluchyNaBrzuchy.