Strefa mamy

Czy dwulatek może mieć swoje zdanie?

Zaczynamy powoli etap w rozwoju dziecka, kiedy rzeczone zaczyna wyraźnie manifestować swoje zdanie na każdy temat. Smok nie jest już maluszkiem, którego ubierałam, w co mi się podobało. Już nie mogę wybierać aktywności, jaka mi się podoba. O jedzeniu nie wspominam, bo to nigdy nie leżało w kwestii mojego wyboru.

Smok ma swoją ostatnio ulubioną piżamkę. Taka cieplejsza ze Złomkiem z rogami renifera. Wczoraj założyłam mu inną z tygryskiem i skończyło się to płaczem. Dopiero po kilkudziesięciu minutach powiedział, czemu płacze i nie chce spać. Chciał spać w Złomku a nie w Tygrysku.

Ostatnio stwierdził, że nie ma ochotę na spacer i woli posiedzieć w ogrodzie ze swoimi skarbami (wiaderko pełne muszelek po winniczkach). Wołem miałam go zaciągnąć? Gdy chcieliśmy go zabrać do lasu (nie, nie zamierzaliśmy go tam zostawiać), Smok wolał biegać wokół domu… przez 2 godziny.

I tu nasuwa mi się pytanie: pozwolić na ten przypływ własnego zdania?

Moja babcia powiedziała by pewnie w żadnym wypadku! Dobrze, że nie radzę się jej w takich tematach. Kiedyś dzieci wychowywało się krótko. Miało zjeść to, co było, bo nic innego nie było. Miało być cicho, nie grymasić, nie kaprysić i generalnie dzieci i ryby głosu nie mają. Świat był inny. Była wojna, był komunizm. Rodzice nie mieli czasu na zastanawianie się nad mózgiem własnych dzieci. Nie było także internetu, ani badań naukowych na taką skalę jak dzisiaj. Dzisiaj o kształtowaniu się człowieka i jego mózgu wiemy więcej. A czy nasze dzieci wyrosną na mądrych ludzi? Tego dowiemy się za kilkanaście, kilkadziesiąt lat.

Ale wróćmy do Smoka.

Klasyczny bunt dwulatka daje nam się we znaki. Ja się tylko zastanawiam, czemu teraz, skoro jeszcze nie ma dwóch lat? Może dzięki temu zakończy się odpowiednio wcześniej?

Histeria z rzucaniem się na ziemię to już codzienność. Czasem i kilkanaście razy. A ja wyciągam z siebie najbardziej skrywane pokłady cierpliwości. Śmieję się tylko, że dopiero teraz zaczęło się wychowywanie dziecka. Wcześniej to była tylko opieka. Nakarmić, zmienić pieluchę, dać grzechotkę, opowiedzieć bajkę. Banał! Teraz dwoję się i troję, aby dziecko wychować na ludzi, a nie na rozhisteryzowaną kupkę nieszczęścia, lub małego roszczeniowego cwaniaka. Jak to zrobić? Nie wiem. Jeszcze do tego nie doszłam. Na razie staram się przeżyć każdy dzień i skupić na podstawowych zadaniach. Nakarmić (czymś w miarę zdrowym), namówić do używania nocnika, umyć z codziennego brudu, wytłumaczyć, że z gołą pupą się nie biega po mieszkaniu, zwłaszcza, że nie mamy jeszcze lata, zebrać z ziemi i donieść do domu (wijącego się i drącego się prawie dwulatka). Nic ponad to nie wchodzi w grę.

Do tego doszło jeszcze klasyczne „ja siam”. Smok chce siam chodzić po schodach (co kończy się na przykład pękniętą wargą i godzinną histerią). Smok chce siam przechodzić przez jezdnię (na co nie pozwalam i kończy się to godzinną histerią). Wreszcie Smok chce siam się ubierać, rozbierać i siadać na nocnik (co kończy się nabitym guzem i godzinną histerią). Jeszcze nie doszłam do rozwiązania tego problemu. Wielokrotne tłumaczenie, że samemu nie wolno chodzić po ulicy i kategoryczne zabranianie wybiegania na jezdnie nie przynoszą rezultatów. Mam nadzieję, że do 18 roku życia zrozumie. Z siamowaniem na schodach też nie ma szans, bo nawet spuchnięta warga nie zmienia upodobań Smoka. Ja rwę włosy z głowy (poważnie zaraz będę łysa), dziecko jest poobijane (gorzej niż, gdy zaczynał chodzić) a moja cierpliwość jest już wyraźnie nadszarpnięta.

Zmęczona po całym dniu wypełnionym łapaniem dziecka, które rzuca się ze schodów, przenoszeniem rozhisteryzowanego „worka ziemniaków” (żeby jeszcze ten worek nie wrzeszczał!) i tłumaczeniem po raz tysięczny, że kawę piją tylko dorośli, zadaję sobie tylko jedno pytanie: jak z tym wszystkim radziły sobie nasze babcie i czy przez przypadek nie robiły tego lepiej?

Tedi

Olga Vitoš

Nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu. Ciągle muszę coś roboć. Jestem mamą, doulą i kobietą, która uwielbia działać. Wspieram kobiety w okresie okołoporodowym a także po stracie dziecka. Prowadzę warsztaty dla kobiet w ciąży i dla rodziców. Jestem prezesem Fundacji Kocham Zapinam, dzięki której promuję bezpieczne przewożenie dzieci w samochodach. Maluję, tłumaczę z języka czeskiego oraz tworzę książki dla dzieci. Jestem także jednym z twórców akcji #MaluchyNaBrzuchy.