Strefa mamy

Rodzicielstwo nadgorliwe

Rodzice są po to, aby przygotować dziecko do dorosłego życia. Proces ten przebiegać może w różny sposób. Można praktykować rodzicielstwo bliskości. Można stosować system kar i nagród. Niektórzy rodzice stosują bardziej coś w rodzaju tresury, a nie wychowywania. Inni nie wtrącają się do dzieci, uważając, że dzięki temu najlepiej się dostosują do społeczeństwa (dzieci, nie rodzice). Każda metoda wychowawcza znajdzie zwolenników i przeciwników. Jedne są gorsze, a drugie lepsze. A co, jeśli rodzice stają się nadgorliwi?

Zbyteczna dbałość o dziecko

Narodziny małego człowieka całkowicie przewracają rodzicom ich światopogląd. Od tej pory stają się odpowiedzialni za małą istotkę, która bez nich nie mogłaby przeżyć. Trzeba zadbać, aby dziecko nie zmarzło, aby nie było głodne, aby nie było brudne i aby nie płakało z jakiegokolwiek powodu. Niestety, niektórzy rodzice już na tym etapie zaczynają przesadzać.

Wszyscy znamy czapeczkowe afery. Już kiedyś o tym pisałam, że Węgrzy zdecydowanie lubią przegrzewać swoje dzieci. Dla nich +15 stopni to już zima i czas na zimowe kurtki, czapki i szaliki. Wyobraźcie sobie, że są tacy rodzice, co przy +24 stopniach zakładają dziecku spodnie, rajtki, skarpetki, bodziak i bluzę. Tak, znam takich i nie jest śmieszne widzieć dziecko czerwone z przegrzania. Bywało, że jeszcze pod koniec zimy, Smok biegał bez czapki. Pogoda ostatnio jest zmienna i raz sypie śnieg i wieje zimny wiatr, a za dwa dni mamy iście letnią pogodę. Nie założę dziecku czapki i kurtki, jeśli na zewnątrz jest prawie 20 stopni i piękne słońce. Choćby to był jeszcze środek lutego.

Lęk przed zarazkami

Każdy rodzic najchętniej zamknąłby swojego malucha w szklanej kuli, aby nic mu się nie stało. Każda choroba dziecka boli nas bardziej niż własna. Każdy upadek malucha powoduje u nas zawał serca. To normalne. Nosiłyśmy dziecko przez 9 miesięcy we własnych brzuchach. Urodziłyśmy je niejednokrotnie w bólach. Kochamy te nasze słodkie szkraby i nie chcemy, aby ten nasz czas i nasza miłość się zmarnowały. Problem zaczyna być dopiero wtedy, gdy przez lęk przed zarazkami praktycznie pakujemy dziecko w kokon.

Znam mamy, które po domu biegały ze spirytusem i wycierały wszystko, czego dziecko mogłoby dotknąć. Znam mamy, które nie pozwalały dzieciom wychodzić na spacer, bo na zewnątrz są zarazki. Pewnie biedaczki dostałyby zawału serca, widząc, że czasem pozwalam się Smokowi taplać w błocie.

Nadmierne wtrącanie się w sprawy dzieci

Niesamowitą rzecz zaobserwowałam na placach zabaw w Budapeszcie. Otóż mamy tam nie wtrącają się do dzieci. Siedzą spokojnie na ławeczkach i kątem oka patrzą, czy dziecko nie robi czegoś złego. Mamy malutkich dzieciaczków robią to samo, tylko z trochę mniejszej odległości. Gdy jedno dziecko zabierze zabawkę drugiemu, nie interweniują. Dzieciaki same powinny nauczyć się załatwiać sprawy między sobą. Ostatnio mój synek porwał samochodzik innego chłopca, ten się rozpłakał. Próbowałam nakłonić go do oddania zabawki, ale bez rezultatu, a mama płaczącego malucha powiedziała tylko, żebym się nie przejmowała. On musi się nauczyć walczyć o swoje.

W Polsce na placu zabaw to mamy się biją między sobą o łopatkę z piaskownicy…

Starszych dzieci też się to tyczy. Znałam kiedyś chłopca, którego mama nagabywała wszystkich w klasie, aby się z jej synem zaprzyjaźnili. Skutek był oczywiście odwrotny.

Lęk przed tragedią, czy czysta głupota?

A co byście powiedzieli, gdybym Wam napisała, że pewna mama ze strachu spakowała swojego rocznego synka do samochodu i zawiozła do szpitala, bo ten raz zwymiotował? Ponieważ miała w szpitalu znajomości, zostawili ją tam na tydzień na jej żądanie. Chłopcu nic nie było. Nie choruje na nic przewlekle. Tylko siedział w szpitalu przez tydzień i łapał miejscowe zarazki.

Przyszło Wam kiedyś do głowy obudzić śpiące dziecko, bo śpi już 10 minut dłużej niż powinno? Jak Smok śpi dłużej niż zwykle, jedyne co robię, to sprawdzam, czy oddycha i czy nie ma przez przypadek gorączki. Ale są mamy, które wolą swoje dzieci budzić. Dlaczego? Ze strachu? Z niewiedzy? Z głupoty?

Wtrącać się, czy się nie wtrącać?

Jestem daleka od wtrącania się do życia innych. Ale do szału doprowadza mnie popadanie w skrajność. Zamknięcie dziecka na świat spowoduje, tylko że wyrośnie z niego zamknięty w sobie człowiek, który nie będzie potrafił funkcjonować w społeczeństwie. Żadna zabawka nie zastąpi dziecku świeżego powietrza i zabawy z innymi dziećmi. Odseparowanie od zarazków spowoduje tylko późniejsze problemy z odpornością. Prędzej, czy później tą odporność skądś trzeba nabrać. W pewnym sensie robi się dziecku przez to krzywdę. Wtrącić się, czy stać nadal z boku?

Tedi

Olga Vitoš

Nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu. Ciągle muszę coś roboć. Jestem mamą, doulą i kobietą, która uwielbia działać. Wspieram kobiety w okresie okołoporodowym a także po stracie dziecka. Prowadzę warsztaty dla kobiet w ciąży i dla rodziców. Jestem prezesem Fundacji Kocham Zapinam, dzięki której promuję bezpieczne przewożenie dzieci w samochodach. Maluję, tłumaczę z języka czeskiego oraz tworzę książki dla dzieci. Jestem także jednym z twórców akcji #MaluchyNaBrzuchy.