Ciąża i poród

Poród w domu – czy byś się odważyła?

Mój pierwszy poród nie był żadną tragedią, ale także nie przeżyłam go tak, jakbym tego chciała. Brakowało mi wiedzy, przygotowania, siły a wreszcie i dobrej położnej. Bo dobra położna to skarb bez względu na to, czy rodzi się w szpitalu, czy jest to poród w domu.

Będąc już po urodzeniu Smoka zaczęłam czytać o porodach domowych. Spodobała mi się ta idea. Dlaczego? Właśnie dlatego, że nie ma tam wtedy szpitala. Jest się sam na sam ze swoją położną i ze swoim ciałem. To bardzo pomaga w takiej chwili. Do tego nie ma też leżenia potem w szpitalu. Nie ma problemu, że ktoś bez pytania karmi twoje dziecko mlekiem modyfikowanym. Możesz ciągle być z maluszkiem, umyć się we własnej łazience, zjeść normalne jedzenie. Nikt nie wchodzi w środku nocy do pokoju i zapala ci światło. Nie musisz się martwić, że płacz drugiego malucha obudzi twojego noworodka (no chyba, że masz w domu 2-3,5 latka, który czasami w środku nocy lubi sobie powrzeszczeć…). Wszystko jest spokojniejsze i bardziej przyjazne. O ile oczywiście nie zdarzyło się nic przewidzianego.

Był nawet czas, gdy sama zapragnęłam urodzić w domu i uwierzcie mi, bez mrugnięcia okiem zgodziłabym się na poród w domu, gdybym miała taką możliwość. Jednak moja historia wyklucza jakikolwiek poród domowy (no, chyba że nie zdążyłabym dojechać do szpitala). W domu rodzić może tylko kobieta, która z ciążą nie ma żadnych problemów. A u mnie niby ciąża w porządku, ale jednak poronienia były. Wolę nie ryzykować. I położna pewnie też by nie zaryzykowała.

Sama idea rodzenia w domu bardzo mi się podoba. Jest to jakaś alternatywa dla szpitalnych warunków. Jeśli wszystko przebiega bez problemów i dziecko rodzi się w terminie to szpital niekoniecznie jest potrzebny. Zwłaszcza, że tyle się mówi o nieprzyjaznej atmosferze, kiepskim jedzeniu, niemiłym personelu. Pewnie mogłabym wymienić jeszcze parę innych wad szpitala. Ale po co? Wszystkie słyszałyśmy te historie, lub same w nich uczestniczyłyśmy.

Mimo niezbyt idealnego pierwszego porodu, zdecydowałam się jednak urodzić Młodszego w szpitalu (poród domowy nie wchodził w grę). Poród był zupełnie inny. Opieka w szpitalu była zupełnie inna. Pomimo tego, że po samym porodzie znacznie dłużej dochodziłam do siebie (w sumie nadal jeszcze całkowicie nie doszłam), to szpital wspominam bardzo miło. Miałam świetne położne, dobrą pomoc przy karmieniu. Nikt mi maluszka nie dokarmiał mm. Pielęgniarki starały się mi pomóc, abym bez problemów mogła karmić piersią. Razem z Młodszym spokojnie spędziliśmy sobie te kilka dni razem, przytulając się i poznając się.

Czy zdecydowałabym się na poród w domu? Na pewno przy Smoku bym się zbyt bała. To było jednak pierwsze dziecko. Zupełnie nie wiedziałam, jaki tak naprawdę jest poród. Młodszego z wielką chęcią bym urodziła w domu, gdyby moja sytuacja by na to pozwalała. No i gdyby M się zgodził. Bo jednak ojciec dziecka też powinien mieć coś do powiedzenia w kwestii przyjścia na świat swojego potomka ;-).

Tedi

Jeśli spodobał Ci się ten tekst, zostaw po sobie komentarz, polub lub udostępnij. Będzie mi bardzo miło :-).

facebook-icontwitter-iconinstagram-icongoogle-plus-2-icon

Olga Vitoš

Nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu. Ciągle muszę coś roboć. Jestem mamą, doulą i kobietą, która uwielbia działać. Wspieram kobiety w okresie okołoporodowym a także po stracie dziecka. Prowadzę warsztaty dla kobiet w ciąży i dla rodziców. Jestem prezesem Fundacji Kocham Zapinam, dzięki której promuję bezpieczne przewożenie dzieci w samochodach. Maluję, tłumaczę z języka czeskiego oraz tworzę książki dla dzieci. Jestem także jednym z twórców akcji #MaluchyNaBrzuchy.