Instrukcja obsługi teściowejStrefa czytelnicza

Instrukcja obsługi teściowej, część II

Dzisiaj mam dla was kolejną dawkę humoru, czyli dalsza część „Instrukcji obsługi teściowej” autorstwa Urszuli Tabor. Od razu uprzedzam, że nie jest to cały rozdział II. Następna część ukaże się niebawem. 
Już więcej nic nie piszę,zapraszam do czytania :-).
Część I
Część III
Część IV


 
ROZDZIAŁ II
WYBRYKI ROZMAITE
czyli pamiętaj moje ty kochanie, że zawsze masz gdzie wrócić
Co zrobić, by jednak choć troszeczkę zminimalizować toksyczność takiej MAMUSI? Choć o takie tyci tyci. Po to, by życie rodzinne nie stało się jednym wielkim i nie kończącym się pasmem wywołanych przez nią udręk?
Oto kilka zasad, których wdrożenie w codzienność pozwoli z lekka odsapnąć.
Ale tylko troszeczkę.
Zasada numer jeden
Nie konkuruj, nie rywalizuj, nie współzawodnicz
Dotyczy to przede wszystkim układu mamusia – kandydatka na żonę synusia, a później oczywiście żona synusia ukochanego czyli synowa.
Znacznie rzadziej zdarza się zestawienie: toksyczna mamusia – kandydat na zięcia, a później zięć. Nie da się jednak tego wykluczyć całkowicie, że zdarzyć się może.
W przyrodzie występuje także (choć znacznie rzadziej) układ konkurencyjny typu: rozkochany w swojej córeczce tatuś – kandydat na zięcia, a potem zięć-bubek.
Jeśli taki jeden bezczelny gościu, zdobędzie się na czyn karygodny w postaci podprowadzenia tatusiowi wielkiej miłości jego życia (dorośnięta córeczka), to doprawdy niewyobrażalna zgroza!
Zgroza!
Jeszcze raz zgroza!
Co za cham!!!
Tak więc, decydując się na związek z partnerem wyposażonymw nadopiekuńczego rodzica musisz mieć świadomość, że przed tobą długa, trudna i bardzo wyboista droga.
Może się zdarzyć dziewczyno, że od takiej mamusi synusia na przykład lepiej gotujesz.
Możesz także na przykład od takiego tatusia lepiej naprawiać rozwalone bezmyślną ręką kontakty elektryczne, wtyczki albo cokolwiek innego.
Tyle, że z tego nic dobrego dla ciebie nie wyniknie.
Oni i tak nigdy w życiu nie powiedzą ci, że jesteś w czymkolwiek dobra.
Przenigdy!
Twoje lepsze gotowanie, czy też większa sprawność naprawcza będzie tylko powodem niekończących się konfliktów. Pewnym jest, że mamusia czy tatuś nie odpuści. Jeśli tylko będą mogli, ze wszystkich sił postarają się udowodnić ich dziecku, co traci decydując się na pożycie z osobą tak beznadziejną…. na jaką się zdecydowało (niestety!).
– Boże, gdzieś ty synusiu miał oczy!!!
– Córeczko kochana, cóżeś za miernotę wzięła sobie za męża???
Czy może normalnie kochać ktoś, kto sałatkę jarzynową przyrządza…
No… tak jak przyrządza?
Przecież… jeśli jarzyna jest już ugotowana, to najpierw marchewkę kroi się w paski wzdłuż, a nie w poprzek. A seler dodaje się na końcu, nigdy na początku. Używanie czegokolwiek mechanicznego dla ułatwienia krojenia takich jarzyn psuje smak sałatki, a smak przecież jest najważniejszy. Czy dziecko takiego rodzica może jeść sałatkę źle zrobioną?
– Powiedz synusiu, czy ja kiedykolwiek zrobiłam ci niesmaczną sałatkę? A widzisz! (niech tylko synuś spróbuje powiedzieć, że nie!).
– No właśnie.
Właśnie to „no właśnie” sprawia, że mamusia za Boga Pana nie odpuści. Żeby się świat walił i żeby słońce miało przestać wschodzić nie ustąpi i już.
Bo przecież… tylko wtedy gdy sałatkę zrobi się tak jak ona ją robi… ukochany synuś lub córeczka (częściej jednak synuś) zje ją ze smakiem w poczuciu, że kochanym jest.
Bo przecież… tylko miłość matki jest miłością prawdziwą.
A te wszystkie baby nic innego nie robią tylko wykorzystują te … biedne duże „dzieci”, które choć urosły, głupie są i nadzwyczaj łatwowierne.
Jeszcze na dodatek podatne na wpływy i manipulacje takich… tych… no…. perfidnych szczeżui, niekoniecznie bezinteresownych zresztą w obdarzaniu uczuciem najlepszej partii do ożenku w okolicy.
Ale ona jest matką i na szczęście czuwa. Czuwać tak będzie póki jej sił i życia starczy.
Ona, MATKA za nic na świecie nie pozwoli skrzywdzić swojego dzidziusia, to cudo natury najmilejsze, które w bólach urodziła i z takim trudem wychowała.
Ojciec wprawdzie nie rodził ale prawie, reszta jest dokładnie taka sama jak u matki. Czyli z trudem chował, bardzo, bardzo kocha i kochać będzie. Skrzywdzić nie pozwoli absolutnie.
Jak można przykręcać kontakt do ściany śrubokrętem z zieloną rączką? Z zieloną rączką się nie nadaje. Najlepszy jest ten z czerwoną rączką, bo lepiej leży w dłoni. Z zieloną się ślizga.
Nie ważnym jest, że oprócz koloru obydwa są identyczne. Tylko wyjątkowy gamoń i niezguła (oczywiście taki jak ten kandydat na zięcia) nie widzi różnicy. Różnica przecież jest oczywista.
– Jak ona, ta moja córeczka maleńka i ukochana mogła wybrać takiego palanta?!
W tym miejscu niezmiernie ważna dygresja.
W poczynaniach toksycznej mamusi czy tatusia tak naprawdę nie chodzi o zaspokajanie mniej lub bardziej wysublimowanych pragnień dorosłego „dziecięcia”. Im chodzi o RACJĘ.
Matka czy ojciec rację mają zawsze i wszędzie, bo przecież tylko osoba, która …. urodziła   i … wychowała rację mieć może. Nikt inny.
Absolutnie!
Bez dyskusji!
Za nic w świecie więc nie staraj się lepiej tej cholernej sałatki kroić. Nie staraj się udowadniać, że kolejność dodawania do niej poszczególnych składników czyli pieprzonych jarzynek jest całkowicie bez znaczenia.
Nie dyskutuj także, że nie jest prawdą, że zielony śrubokręt jest lepszy, gdyż wszystkie są identyczne.
Zresztą to, że będziesz ręcznie i drobniutko krajać tę cholerną sałatkę (dokładnie tak jak mamunia zaleca i w dokładnie ustalonej przez mamusię kolejności) jest bez znaczenia. Twoja sałatka nie ma szans bycia sałatką dla SYNA odpowiednią z przyczyn oczywistych. Nie przyrządziły jej bowiem ręce tej najlepszej z matek.
Koniec i kropka.
Pamiętaj: mamusia zawsze rację ma, bo czyż może nie mieć racji ktoś kto w bólach rodził i z takim trudem wychowywał. Nie wspomnę w tym miejscu o trudach chodzenia dziewięciu miesięcy w ciąży.
W przypadku toksycznego tatusia sposoby argumentacji wyższości miłości ojcowskiej nad wszystkim tym, co ma córce do zaofiarowania jakiś … bubek są podobne.
Tylko tatuś może córeczkę odpowiednio chronić i dbać o nią, by ptasiego mleka jej nie brakowało. Tylko tatuś, a nie ten niewydarzony idiota, co nawet kontaktu właściwym śrubokrętem przykręcić nie potrafi, może spod jej nóg usuwać wszelkie … no … te… przeciwności losu.
Tylko Tatuś!
Czyli jasnym jest, że gdy podejmiesz rywalizację przegrasz.
Jest to więc postępowanie całkowicie pozbawione sensu.
Mąż mówi do żony:
-Nie twierdzę kochanie, że twoja mama źle gotuje ale zaczynam rozumieć dlaczego twoja rodzina modli się przed obiadem!
Zasada numer dwa
Nigdy nie udowadniaj, że mamusia czy tatuś nie mają racji.
Nawet jeśli mimo wszystko mamy do czynienia z oczywistymi głupotami merytoryczna dyskusja nad sensownością i prawdziwością tez wypowiadanych przez rodzica jest przejawem kompletnego braku wyobraźni.
Jeżeli bowiem źródłem konfliktów jest posiadanie RACJI, to udowodnienie zwłaszcza mamusi, że takiej racji jednak nie ma jest czymś tak … niepojętym…. Że słów brakuje.
To jakby niebu udowadniać, że nie jest niebieskie!
MATCE nie wyrywa się żywcem serca bijącego w matczynej piersi …
Nie dokonuje się jakiejś innej, równie okrutnej zbrodni na jej ciele lub duszy, albo na jednym i drugim jednocześnie!
Matka czy ojciec nie może nie mieć racji.
Matka RACJĘ ma zawsze, bo jeśli się chodzi w ciąży, rodzi w takich bólach a później z takim trudem chowa, to przecież nie można  racji nie mieć, prawda?
Tylko przecież matka widzieć może co dla jej SYNA najlepszym w świecie jest.
Jeśli ci się kiedykolwiek wydawać będzie, że wobec takich wywodów znajdziesz jakikolwiek kontrargument toś głupi jak osioł.
 
c.d.n.
Zdjęcie pochodzi z pixabay.com

Olga Vitoš

Nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu. Ciągle muszę coś roboć. Jestem mamą, doulą i kobietą, która uwielbia działać. Wspieram kobiety w okresie okołoporodowym a także po stracie dziecka. Prowadzę warsztaty dla kobiet w ciąży i dla rodziców. Jestem prezesem Fundacji Kocham Zapinam, dzięki której promuję bezpieczne przewożenie dzieci w samochodach. Maluję, tłumaczę z języka czeskiego oraz tworzę książki dla dzieci. Jestem także jednym z twórców akcji #MaluchyNaBrzuchy.